Wychodzę z założenia, że jeśli przeprowadzam się do innego kraju, to w moim interesie jest poznać i zrozumieć go jak najlepiej. W pewnym sensie jestem gościem, a gość nie będzie docinał gospodarzowi i krytykował jego zwyczajów. Poza tym Francję po prostu lubię i nikt nie kazał mi się tu przenosić. Sama chciałam. Przyjmuję ją więc taką, jaka jest i kropka.
Pomyślicie sobie „ale do czego tu się przyzwyczajać?”, „po co od razu takie szumne słowa o potrzebie poznania zwyczajów?”. Fakt, sama przed przeprowadzką nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele drobnych różnic będzie mnie zaskakiwać. Polska i francuska codzienność w wielu aspektach znacznie się różni.
Początki na emigracji
Mimo, że na co dzień cechuje mnie raczej pozytywne nastawienie, bywa, że pokłady mojego optymizmu się kończą. Różnice kulturowe (tak je bardzo ogólnie nazwę) potrafią zmęczyć. Szczególnie dostrzegałam to na początku po przeprowadzce do Francji. Wyjeżdżając gdzieś na wakacje różnice są często uroczym elementem, dowodem na fascynującą różnorodność świata. Trochę inaczej to wygląda, gdy stają się częścią codzienności. Wtedy tęskni się do tego co znane, naturalne i oczywiste (naturalne bo polskie).
Teraz jest już znacznie lepiej. Przyzwyczaiłam się do większości punktów z listy, często ich już nawet nie zauważam. Część polubiłam, a inne zaakceptowałam. O niektórych wspominałam już na blogu tu i tam, ale zbiorę je w większe podsumowanie.
Jednocześnie chcę podkreślić, że nie wszystkie zdziwienia to negatywne spostrzeżenia. Wręcz przeciwnie, bardzo często różnice, które dostrzegałam, bardzo mi się podobały. I o nich też tu napiszę.
We Francji zdziwiło mnie:
- Słabe oznaczenie ulic. Czasem trudno doszukać się tabliczki z nazwą ulicy albo numerem domu i bywa, że bez GPSa lub Google Maps naprawdę trudno dotrzeć pod właściwy adres.
- Świetne oznaczenie obiektów turystycznych. Do tego nawet w niewielkich miejscowościach bardzo łatwo odszukać biuro turystyczne z bogactwem folderów i ulotek reklamujących miejsca w okolicy warte zobaczenia.
- Mieszkania w kamienicach nie mają numerów. Zamiast tego przy domofonie wypisane są nazwiska lokatorów. W związku z brakiem numeracji mieszkań, bardzo ważne jest dokładne adresowanie listów. Jeśli temat Was interesuje, na blogu możecie przeczytać o nim więcej.
- Używanie automatycznych sekretarek. W Polsce niemal nie spotkałam się z zostawianiem wiadomości przez automatyczną sekretarkę. Sama zawsze w takiej sytuacji wysyłałam smsa. We Francji natomiast automatyczne sekretarki to ulubiony sposób komunikowania się z osobą, która nie może w danej chwili odebrać telefonu. Osobiście, zwyczaj ten był dla mnie źródłem wielu stresów na początku emigracji, gdy walczyłam ze swoją barierę językową i rozmowy przez telefon były ostatnią na liście ulubionych czynności.
- Płacenie czekami. Nadal trudno mi pojąć, w jaki sposób czeki mają być wygodnym sposobem płatności, ale najwyraźniej Francuzi właśnie tak uważają, gdyż posługują się nimi znacznie częściej niż przelewami.
- Automatyczne przelewy typu pobranie. Właśnie, przelewy jeśli już są, występują w postaci zleconych comiesięcznych pobrań z naszego konta. W taki sposób płacimy za czynsz, elektryczność, ubezpieczenie za samochód, rachunek za komórkę czy spłacamy kredyt. Ta forma też mi nie leży, gdyż nie mam wpływu na dzień, kiedy rachunek jest płacony (czasem można to ustalić z daną instytucją, ale nie zawsze). Wolałabym mieć nad tym większą kontrolę, szczerze mówiąc.
- Samochody, do których nie potrzeba prawa jazdy czyli voitures sans permis. Wspominałam już kiedyś o nich na blogu. To bardzo małe samochody, którymi można poruszać się jedynie w obrębie miasta.
- Na autostradzie trudno złapać połączenie z internetem. Niby drobna rzecz, ale wydawałoby się, że nie powinno być z tym problemu… A jest, próbowałam wielokrotnie. Ale może to problem operatora?
- W południe autostrady pustoszeją. Pora déjéuner trwająca między 12:00 a 13:30 to czas święty. Wszyscy Francuzi jak jeden mąż udają się na jedzenie. To godziny, kiedy można bez przeszkód mknąć puściutką autostradą albo robić zakupy w sklepie bez obaw o jakąkolwiek osobę blokującą kolejkę. Na początku wydawało mi się, że chodzi o sjestę i taki też wpis popełniłam dawno temu. Poprawiam się, to nie sjesta a lunch. Jak zwał, tak zwał, w banku i na poczcie i tak nic nie załatwimy w tych godzinach.
- W porze lunchu restauracje serwują tylko pełne menu. Może się zdarzyć (a ostatnio byłam świadkiem takiej sytuacji), że kelnerzy nie przyjmą nas, jeśli przychodzimy tylko coś przegryźć, albo pogawędzić przy kieliszku wina. Francuzi nadal bardzo często jedzą na mieście i każdy stolik o tej porze jest na wagę złota (tak dla głodnego Francuza jak i właściciela lokalu, któremu bezpośrednio przelicza się to na zysk).
- Restauracje otwarte są jedynie w godzinach posiłków. Czyli między 11:45 a 14:30 oraz od 18:45 do 22:30. Jeśli nasze żołądki nie są wyregulowane na godziny francuskich posiłków (tych godzin stałych i świętych), to lepiej nosić w torebce kilka batonów albo i kanapkę. Inaczej będziemy głodni.
- Francuzi piją wodę z kranu. W ogóle piją bardzo dużo wody. W restauracji zawsze można poprosić o une carafe d’eau, dzbanek wody (kranówy), który dostaniemy za darmo.
- Ostrygi i ślimaki to tradycyjne dania Bożonarodzeniowe. Z tym bardzo trudno mi się pogodzić!
- Niemal wszystko leczy się tu paracetamolem. O Dolipranie i Spasfonie już pisałam na blogu. To podstawa, w którą zaopatrzona jest apteczka każdego Francuza.
- W aptece dadzą Ci adres lekarza pierwszego kontaktu. To tu należy go szukać, jeśli przyjeżdżasz do nowego miejsca. W aptece dostaniesz również namiary na pielęgniarkę, która przychodzi do domu, jeśli potrzebujesz zastrzyku albo zdjęcia szwów.
- W niedzielę sklepy są nieczynne. Żegnajcie niedzielne zakupy w Carrefourze lub spacery po galeriach handlowych. W ciągu tygodnia też szału nie ma – wspomniany Carrefour otwarty jest tylko do 20tej. Nic dziwnego że w sobotę w sklepach trzeba się przedzierać się przez dzikie tłumy.
Różnice i podobieństwa
Mogłabym tak wymieniać i wymieniać. Nawet nie dotarłam do połowy! Różnic między polską a francuską codziennością jest naprawdę dużo. To nie żadna wielka egzotyka. W zasadzie funkcjonujemy bardzo podobnie. Jednak, jak to mówią, diabeł tkwi w szczegółach. Mieszkając we Francji na własnej skórze przerobimy wszystkie te smaczki. Zaliczymy niezliczoną liczbę emigranckich zdziwień.
Dla poprawy humoru można też szukać podobieństw. Między Polską a Alzacją, regionem, w którym mieszkam, naliczyłam przynajmniej dziesięć konkretnych punktów wspólnych, a jest ich na pewno jeszcze więcej.
Jeśli mieszkasz w Polsce, rozejrzyj się, czy nie ma jakiś emigrantów dookoła Ciebie. Oni na pewno też notują swoje prywatne emigranckie zdziwienia 😉
PS. Druga część emigranckich zdziwień do przeczytania TUTAJ, a trzecia TUTAJ.
PSS. Różnice kulturowe stały się ważnym tematem mojego kursu online Bonjour La France. Program pomaga emigrantom (turystom też) porozumieć się z Francuzami w codziennych sytuacjach. Jego jedną nogą jest tu aktualne i praktyczne słownictwo, a drugą, właśnie część kulturowa, która pomaga zrozumieć, jak Francuzi funkcjonują na co dzień. Jeśli czujesz, że to coś dla Ciebie, tutaj znajdziesz więcej informacji, a tutaj zapiszesz się na listę zainteresowanych.
*
Co sądzisz o różnorodności kulturowej? Bardziej Cię ciekawi, czy denerwuje? Może masz swoje przykłady francuskich lub innych różnic, z którymi się spotkałeś? Napisz w komentarzu!
44 Odpowiedzi
Bardzo dobry post. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy. Nie wiedziałam o tym, że we Francji nie numeruje się domów. 🙂
Na początku wydawało mi się to bardzo niepraktyczne, ale teraz już się przyzwyczaiłam 😉
Domy tak każdy ma swój numer .Natomiast nie numeruje się mieszkań
Przyznam, ze zdziwilo mnie zdziwienie czekami. Uwazam, ze sa bardzo wygodne, nie trzeba nosic gotowki. Nie wszedzie mozna przeciez placic karta, np u lekarza, na targu.
Bardzo ciekawy wpis:) Chętnie przeczytam kolejny 🙂
Moim zdaniem sklepy zamknięte w niedzielę i wcześnie wieczorem to super pomysł! Powinni to też wprowadzić w Polsce. Każdemu się należy trochę odpoczynku, zawsze mi żal tych biednych Pań i Panów siedzących na kasie do późna, szczególnie w dzień Wigilii!
Przyznam Ci rację, Madame! Z drugiej strony.. tak byłam przyzwyczajona do tego, że zakupy mogę zrobić o praktycznie każdej porze i każdego dnia, że na początku naprawdę mnie denerwowało zamykanie o 20tej. Spójrz.. mąż wraca z pracy o 18:20, dojazd do Carrefoura to 15 min, zakupy w ogromniej hali to minimum godzina.. Plus stanie w kolejce do kasy. Mało praktyczne to z punktu widzenia konsumenta.
ps. Na Wigilię i święta mogliby zamykać – tu się zgodzę w 200%!
Zgadzam się z Tobą, otwarte wiecznie sklepy to ogromna wygoda, jednak dla ludzi którzy w nch pracują to duzy problem…Gdyby sklepy były zamknięte, nauczylibyśmy się lepiej organizować czas, żeby niczego do jedzenia nie zabrakło czy prezentów pod choinką…
Mieszkam w Paryżu od miesiąca. Co jakiś czas odkrywam różne tego typu małe niespodzianki.
Mam porównanie z mieszkaniem w USA i stwierdzam, że jednak Europa to mój dom 🙂 o wiele mniej rzeczy mnie tu szokuje czy zaskakuje. Mimo drobnych różnic, ciągle jest swojsko.
Kasia, a co było dla Ciebie największą niespodzianką w Paryżu? 🙂
Ze względów zawodowych bardzo interesował mnie rynek kosmetyczny i zaskoczyła mnie jego konstrukcja we Francji. Nie ma tu dużych drogerii jak Rossmann, kosmetyki kupuje się albo w supermarketach, albo drogeriach z wyższej półki jak Sephora, albo w sklepach bio 🙂
W ogóle trochę czasu zajęło mi zorientowanie się co gdzie najlepiej kupić. Może to też dlatego, że mieszkam właściwie w centrum miasta i nie ma tu dużych supermarketów, trzeba szukać po małych sklepikach.
Z pozytywnych zaskoczeń: to nieprawda, że nie można się tu dogadać po angielsku! W Paryżu nie ma z tym większego problemu.
Jaką widzisz głółna różnicą mięszy USA a Europą?
Główna to zdecydowanie relacje międzyludzkie. Np. szef Ci nigdy nie powie, co jest nie tak, tylko będzie miły, aż mu się w końcu ostatecznie uleje.
Inne podejście do przyjaźni – ciężko podtrzymywać znajomości. Niestety genialny pierwszy kontakt, w którym Amerykanie są mistrzami, nie zawsze cokolwiek wnosi. Wiem, że to brzmi bardzo stereotypowo, ale spotkałam się z wieloma takimi przypadkami.
Poza tym jest wiele innych różnic – podejście do pracy (u Amerykanów nr 1 w życiu), zwyczaje konsumpcyjne (amerykańskie życie na kredycie, ciągłe używanie kart kredytowych, nieużywanie gotówki, przez co wartość pieniądza jest jeszcze bardziej wirtualna). Super jest amerykańskie poszanowanie emocji innych ludzi, staranie się, żeby bliscy poczuli się wyjątkowo itp. W Europie jesteśmy bardziej bezpośredni 😉
Dziękuję za odpowiedź 🙂
Wow, faktycznie duże różnice…i takie powiedziałabym, w bardzo waznych dla człwie obszarach…Myslisz, że do podtrzytmywania kontatów wynika z ogólnego zagonienia i braku czasu? Myślisz, że ludzie wolą spędzać czas z zaprzyjaźnionymi osobami niż poświęcać go na budowanie nowych relacji?
Dobrze powiedziane, w ważnych obszarach.
Ciężko powiedzieć z czego, ale chyba raczej z priorytetów niż braku czasu.
Tak, priorytety determinują w dużym stpopniu to jakie podejmujemy decyzje…Dziękuję za odpoiwedź:)
@KasiaRowny:disqus z na pewno dużo mniejszych obserwacji, ale zdecydowanie potwierdzam spostrzeżenie dot. Amerykanów. We Fr.mam znajomą Amerykankę, która praktycznie zasymilowała się z Francuzami (piszę to w bardzo pozytywnym znaczeniu – z jej strony widać ogrom pracy nad tym, aby wejść do społ.francuskiego jako jeden z jego pełnoprawnych i oczywistych członków). To, co ujęło mnie przy pierwszym kontakcie to… pierwszy kontakt 🙂 Ze spotkania wyniosłam przekonanie, że znalazłam bratnią duszę! Niestety potem zderzyłam się z rzeczywistością „drugiego kontaktu” – wcale nie stałam się jej przyjaciółką, raczej zostałam bardzo mile przywitana, ale to wszystko. Z zaakceptowaniem tego – jak by nie było – zawodu emocjonalnego w pewnym sensie pomaga mi tłumaczenie sobie „że oni-Amerykanie po prostu tacy są”.
Ach te niedzielne spacery po galeriach handlowych! Brakuje mi czasem tej rozrywki 😛
a wiesz, ze moj tesc nawet nie ma karty bankowej, tylko wszystko placi czekami, co prawda bank nie raz staral sie przerobic go na bardziej nowoczesny srodek platnosci i zachecic do posiadania karty, na nic. A poniewaz konto zakladal pewnie jakies 30 lat temu, w kontrakcie nie ma obowiazkowej karty. Ale banki nie lubia czekow, bo to dodatkowa praca (potrzebny dodatkowy pracownik, ktory wszystko sprawdzi i przeczyta, a karte obsluguje maszyna). Pozdrawiam serdecznie BEata
siła nawyku! ja się jednak do czeków nie mogę przekonać.. to pewnie też kwestia nawyku 😉 Pozdrowienia!
Tak, nawyki…Chociaż ja nie znajac tego środka płatności, nie wyobrażam sobie, ż emogłabym płacić czekami…
W sumie we Francji też można oczywiście wypić kawę czy wejść na wino, ale trzeba iść konkretnie do baru czy kawiarni 😉 Szwajcarów też trochę rozgryzam, bo regularnie jeżdżę do Bazylei na zajęcia z dziećmi 🙂
Co kraj to obyczj. Nic mnie nie dziwi oprócz czeków.
Co kraj, to obyczaj. Pełna zgoda!
To prawda,że tych drobnych różnic jest naprawdę sporo! Od znajomych Francuzów usłyszałam, że mogliby zamieszkać w Polsce ze względu na sklepy otwarte 24h ;), zaś ostatnio dowiedziałam się , że jeśli potrzebujemy wykupić receptę w godzinach zamknięcia aptek należy się udać na komisariat gdzie kontaktują się z dyżurnym aptekarzem!
O, nie wiedziałam, że da się tak wykupić receptę. Lubię to! 😉
Nie ze wszystkim się jeszcze zetknęłam, bo nie miałam okazji (np. automatyczne sekretarki), ale czeki, godziny otwarcia sklepów i restauracji też były lekkim szokiem kulturowym. W Polsce tak samo bywa problem z zasięgiem na autostradach i w pociągach daleko od miast. A brak numeracji mieszkań nie dotyczy tylko kamienic, zwykłych bloków też 🙂 Co bywa problematyczne gdy wynajmuje się mieszkanie, bo na skrzynce na listy zwykle jest nazwisko właściciela i to na niego powinien być zaadresowany list, żeby mieć pewność, że dojdzie 😉
Szwajcarzy nie nagrywają się na automatyczne sekretarki? Zazdroszczę! 😉
Nie wiem 🙂 Nie poznałam jeszcze bliżej żadnego Szwajcara (swoją drogą, może o tym napiszę kiedyś, bo to dość dziwne i naprawdę nie wiem gdzie się chowają).
Koniecznie o tym napisz i daj tutaj znać, ja chętnie przeczytam ten tekst:)
Picie kranówy i niedziele bez handlu – jak u mnie w Wiedniu, reszta kompletnie inny świat 😀
wiedeńska kranówa – to brzmi nawet dumnie 😀
Alpejska 🙂 Jest bardzo dobra – pisałam o niej na blogu.
O proszę, zaraz zajrzę 🙂
Widzę więcej podobieństw niż tylko zakupy i woda. Np. Samochody do 45km/h, pora obiadowa jest święta, automatyczne przelewy, a na prowincji zamykanie lokali na 2 h…
a to bardzo ciekawe!
u nas samochody do 50km/h 😉
Z tych wymienionych przez Ciebie, mnie najbardziej dziwią chyba czeki. Jakoś mam wrażenie, że to przestarzała forma płatności patrząc na dzisiejszą technikę 😉
Czeki chyba dla wszystkich są największym zaskoczeniem 😉 Najbardziej mnie zdziwiło, jak widziałam kogoś w spożywczaku (!!!) jak płacił w ten sposób… No ale to była jedna taka sytuacja przez ostatnie 2,5 roku, czeki na ogół wykorzystuje się tak jak u nas przelewy
Ojej, ja uzywam czekow na codzien, w kazym sklepie place czekiem i rowniez wykonuje nimi oplaty za wode czy elektrycznosc. Rzeczywiscie nie jest to dobra forma bo nie mamy kontroli nad kontem, ale coz wole to niz te drobniaki w portfelu. A rzeczywiscie co region to inaczej, ja w Normandii podobnie jak u Ciebie te przerwy w byle jakim sklepie mnie dobijaja, na poczcie czy w banku no i banki w poniedzialek sa nieczynne. Chyba ze ma sie konto na poczcie.
Edyta, dzięki za komentarz! Ciekawi mnie właśnie, jak się rzeczy mają w innych regionach. Jestem pewna, że każdy z nich ma swoją charakterystykę i „smaczki”.
Czyli przekonałaś się do czeków 🙂 Myślałam, że płacenie nimi w sklepie to jednak rzadka sprawa, a tu proszę 😀
Jasne, zalezy od miejsca zamieszkania. Poczatkowo mieszkalam 5 lat w Paryzu tam maja specyficzne podejscie do czekow bo podobno jest duzo podrobek i kradziezy. Dlatego zdarzaja sie sklepy gdzie mozna placic czekiem mieszkajac w tej samej dzielnicy a juz w innej dzielnicy Paryza Ci czeku nie chca przyjac. Na stacjach benzynowych w Paryzu czekiem nie zaplacisz a juz w mniejszej miejscowosci tak. Mnie jednak irytujac wieczne buziaki z ludzmi ktorych nie znam a dopiero poznalam. Staram sie od tego wymigiwac. No i sery, przerwy w poludnie. No coz wiele rzeczy jest do ktorych nie potrafie sie przyzwyczaic, mimo iz mieszkam tu juz prawie 10 lat.
Od tych buziaków czasem się wymiguję 😉 Ale w Polsce też zdarzało mi się wymigiwać, więc to bardziej chyba chodzi o mnie samą niż o francuskie zwyczaje 😉
Sery, przerwy w południe.. jest tego trochę 😉