Mieszkam w Alzacji, północno-wschodnim regionie Francji. Ze Szwajcarią łączy mnie 25 minut pociągiem i sobotnie lekcje z polskimi czterolatkami. To przede wszystkim. Chociaż powodów wycieczek do Bazylei jest więcej. W czasie tych regularnych odwiedzin poznaję się z miastem i mieszkańcami. Znamy się coraz lepiej, jak to między sąsiadami bywa.
7:46, sobota
Bilet na TER, francuski pociąg w relacji Miluza-Bazylea. W dwie strony 14,80 EUR. Chleb powszedni, a w zasadzie sobotni, bo wtedy regularnie podróżuję na tej trasie. 7:46, odjazd i niecałe pół godziny później jestem na miejscu. Wysiadam na peronie, to nadal terytorium Francji. Przechodząc przez potężne drzwi, które same się przede mną otwierają, wkraczam do Szwajcarii.
Często jadę z aparatem fotograficznym. W czasie, który został mi do rozpoczęcia zajęć w polskiej szkole, chodzę po mieście i robię zdjęcia. Po zajęciach też czasem przebiegnę się jeszcze po mieście.
Polska szkoła w Bazylei
W soboty rano przy ulicy Leonhardsstrasse 15 odbywają się zajęcia dla dzieci mniejszości narodowych. Przychodzą dzieciaki Finów, Włochów, ale polskich jest najwięcej. Rodzicami są Polacy, którzy przybyli do Szwajcarii za pracą lub szczęściem albo para, w której jedna osoba pochodzi z Polski (i to najczęściej jest kobieta, z tego, co zauważyłam). Polonia jest w tym regionie bardzo silną grupą, tak więc powstała i polska szkoła im. J.I.Paderewskiego.
W tym roku na zajęciach mamy 80 dzieci od wieku przedszkolnego po gimnazjalny. Co na lekcjach się dzieje? Z czterolatkami śpiewamy piosenki, rysujemy, wyklejamy, prowadzimy dyskusje tematyczne (o zwierzątkach, kształtach, zdrowym jedzeniu, planie dnia i porach roku choćby). Bawimy się przede wszystkim. Ale wszystko po polsku, tak, aby dzieci jak najwięcej polskiego słuchały i po polsku mówiły.
Polek szwajcarskie życie
Nauczycielki z polskiej szkoły to same Polki oczywiście. Z mniejszych i większych rozmów dowiaduję się o szwajcarskiej codzienności.
O tym, że w kamienicy jest jedna pralka i na korytarzu wisi grafik, którzy lokatorzy w jakich dniach i godzinach mają swoją kolej prania.
O tym, że dzieci z pierwszych klas kończą zajęcia o dziwnych godzinach w środku dnia (o 12tej, albo o 15tej) i trzeba je odbierać bardzo punktualnie, bo inaczej będą zostawione przed szkołą bez opieki.
O tym, że mając dzieci w wieku szkolnym trudno jest kobiecie zorganizować sobie życie zawodowe, właśnie z powodu godzin lekcyjnych, konieczności odbierania i odprowadzania na zajęcia.
O tym, że po większe zakupy spożywcze lepiej jeździć do Francji albo do Niemiec, jak tylko ma się taką możliwość (ceny, ceny!).
Również o tym, że niektóre tęsknią za Polską i nie udaje im się zasymilować ze Szwajcarami, a niektóre nie mają z tym problemu i na miejscu czują się świetnie.
Kulturalnie zwiedzam
W Bazylei bywam przede wszystkim „w interesach”, na krótko, ale czasem zdarza mi się wpaść, żeby skorzystać ze szwajcarskiej oferty kulturalnej. A jest z czego wybierać. Mnie poniosło na razie w dwa miejsca, które polecam gorąco i entuzjastycznie.
Muzeum Lalek (Spielzeug Welten Museum). Misie i lalki, fantastyczna, kolorowa i trochę sentymentalna wystawa przygotowana z wielkim rozmachem. Oprócz stałej ekspozycji są również wystawy czasowe. Ja trafiłam, a było to w grudniu zeszłego roku, na Marylin Monroe oraz szwajcarskie bożonarodzeniowe ciasteczka. Aktualnie w Muzeum można podziwiać bogactwo… butów, do czego zaprasza dekoracja, jak na zdjęciu poniżej. Warto iść, tam zawsze warto iść! A jeśli chcecie poczytać o mojej pierwszej wizycie i obejrzeć kilka zdjęć, zapraszam do lektury tekstu Muzeum Lalek.
W czerwcu wybrałam się natomiast na Art Basel, prestiżowe targi sztuki. Wydarzenie które skupiło (prawie) pod jednym dachem prace 4000 artystów i zasoby 300 galerii z 34 krajów z całego świata. Organizowane jest co roku i wpisuje się złotą czcionką w kalendarz najważniejszych wydarzeń kulturalnych Szwajcarii. Szerszą relację znajdziecie w artykule Kulturalnie w Bazylei, czyli Art Basel.
0 Odpowiedzi
Szwajcaria jest na mojej liście, choć ode mnie to ze 2-3 godziny 🙂
Patrycja, wybierz się kiedyś, jestem pewna, że Bazylea bardzo Ci się spodoba 🙂
Jeżdząc samochodem z Włoch do Polski zawsze przejeżdzam przez Bazylee, ale przyznaję, że nigdy się nie zatrzymałam, chociaż za każdym razem planuję. Twój wpis to kolejna motywacja do zrobienia przerwy na trasie. Miasto wygląda bardzo ciekawie. Pozdrawiam.
Agnieszka, jak Ci się uda zwiedzić, to napisz, czy Ci się Bazylea podobała 🙂