Emigracja cię zeruje. – rozmowa z Anią z bloga Ania Winter subiektywnie w cyklu Francuskie Historie Polek

emigracja cię zeruje

We Francji spotkać można wielu Polaków. Na przykład chodząc po Paryżu dość często można usłyszeć ojczysty język. To niezliczeni turyści ciągnący nad Sekwanę. W Alzacji co jakiś czas spotykam też osoby, które mają polskie korzenie. Na przykład w pracy mam nawet trzech kolegów o polskich nazwiskach. Ci z kolei po polsku nie mówią praktycznie ani słowa, i często nie odwiedzili Polski nawet w czasie wakacji.

Jest jeszcze trzecia grupa. Sama się do niej zaliczam. Emigranci, którzy przeprowadzili się do Francji z różnych powodów. Czasem szukając przygód, czasem za pracą, inni jeszcze podążając za partnerem. Odkrywają Francję od kuchni, od tej mniej rozreklamowanej strony (bagietki w końcu potrafią się przejeść). W sobotnim cyklu Francuskie Historie Polek poznacie wiele kobiet, które opowiedzą Wam o swojej Francji. W dzisiejszym, dziesiątym już odcinku, Ania opowie Wam o francuskich fascynacjach i rozczarowaniach, rozwieje kilka mitów o Paryżu oraz bardzo szczerze opisze swoje emigracyjne doświadczenia. Gorąco zapraszam!

Rozmowa z Anią mieszkającą w Lille

Czy Francja może fascynować? Czym najbardziej?
Oczywiście! To piękny i zróżnicowany kraj. Zarówno geograficznie, klimatycznie jak i kulturowo. Mnie właśnie te trzy elementy fascynują najbardziej. Jest wiele zakątków, które skradły moje serce. I nie jest to wcale Lazurowe Wybrzeże. Bretania i Owernia zajmują pierwsze miejsca na tej liście. Urzekły mnie przepiękną naturą, zróżnicowanym krajobrazem, pogodą z charakterem, bogatą, a mniej znaną, kuchnią i rozlicznymi obyczajami. Można w nich odnaleźć powiew historii Francji, tej starej, ten autentycznej. Na przykład kto słyszał o owerniackim „pounti”? Nawet wielu Francuzów nie wie co to jest. A ja umiem je zrobić! Pycha! Albo jedzenie świeżych ostryg siedząc na murku za ostrygowym targiem w Cancale. Albo (to już nie Bretania czy Owernia, ale Pikardia) podglądanie fok w Zatoce Sommy. Dla mnie to co jest zachwycające we Francji to właśnie takie detale.

Od kiedy jesteś we Francji i jak to się stało, że osiadłaś tu na stałe?
We Francji mieszkam od 10 lat. Ale nie sadzę, że osiadłam na stałe. Myślę, w zasadzie jestem pewna, że to jeszcze nie koniec mojej drogi. A przyjechałam do Francji, najpierw do Paryża, potem do Lille, ponieważ firma, w której pracowałam w Warszawie, zaproponowała mi stanowisko w centrali. Nie byłam wówczas z nikim związana, prowadziłam przyjemne życie niebieskiego ptaka (hahaha!) no i pomyślałam sobie „raz kozie śmierć, może być i Francja”. W Polsce zostawiłam dwie rzeczy: całą rodzinę i wszystkich przyjaciół. Niby nic, a to tak wiele. 

emigracja cię zeruje

Emigracja zmienia w życiu niemal wszystko? Jakie zmiany odczuwasz najmocniej?
Emigracja Cię zeruje. Szczególnie jeśli się na niej znajdziesz mając już jakiś bagaż doświadczeń, przyzwyczajenia, swój punkt widzenia i …. dumę, która Ci będzie podcinać skrzydła. Zderzasz się z nową rzeczywistością, która jak się okazuje jest zupełnie inna od Twojej. Francja od Polski nie leży daleko, różnice kulturowe nie są niby ogromne, a jednak. Z początku poruszasz się, jeśli w dodatku nie znasz języka, jak dziecko we mgle. Taka eksploracja jest ciekawa i inspirująca, ale też często frustrująca. Jeśli zmagasz się z nią sama, jest jeszcze trudniej. Wszystkiego trzeba się nauczyć od nowa. Stajesz na nowo przed takimi sprawami jak pójście na targ, które nagle przeistacza się w problem. Jak powiedzieć na stoisku mięsnym, że chcesz 50 dkg łopatki? Nie masz pojęcia jak sie mówi łopatka, w dodatku dowiadujesz się, że Francuzi nie używają dekagramów (ani mililitrów). Wszytko się przelicza na gramy (i centylitry). Przez pierwsze miesiące całymi dniami zaliczasz takie wpadki. Kiedy przychodzi zmęczenie, brak tych głupich dekagramów może doprowadzić do szału 😉 Ale tak na poważnie najtrudniejsze jest dla mnie opanowanie tęsknoty. Nawet dzisiaj, po 10 latach. Zdałam sobie również sprawę, że nie potrafię tu nawiązać przyjaźni. Mam sporo znajomych, niektórzy są mi bliscy, ale nikogo nie umiem tu nazwać przyjacielem. Chyba mój osobisty worek przyjaciół jest już pełen. A wszyscy zostali w Polsce. 

Czym się zajmujesz na co dzień?
Obecnie pracuję w firmie, która ma za zadanie ułatwiać życie artystom, kreatorom i innych osobom (z angielska nazwalibyśmy ich freelancerami) które decydują się na prace jako wolni strzelcy. Odpowiadam za rozwój operacyjnych aspektów firmy. 

Jakie były Twoje pierwsze francuskie zdziwienia?
Czeki. Pamiętam je z Polski sprzed 20 lat. Tutaj są nadal w użyciu. Mimo, że się już przyzwyczaiłam to nadal wydaje mi się to jakimś archaicznym rozwiązaniem. Wakacje szkolne. Co sześć tygodni 2 tygodnie przerwy. Włos mi się na głowie od tego jeży. Środa dniem wolnym od szkoły i zajęcia w sobotę rano. To już na szczęście powoli ulega zmianie, ale nie mogłam wyjść z podziwu, że można pójść tak daleko w uprzykrzaniu życia rodzicom. Coś z tymi dziećmi trzeba w środę zrobić (szkoła jest zamknięta), no a w sobotę, po tygodniu pracy, nie można nawet dłużej pospać, bo trzeba zaprowadzić dziecko na zajęcia. Nie znam rodzica, któremu ten system odpowiada.
Po przyjeździe do Lille dowiedziałam się co to takiego żyć na „prowincji”. Tutaj praca w godzinach 9h-12h i 14h-18h jest na porządku dziennym. To pozostałości po starym systemie, który ponoć funkcjonował „na prowincji”, kiedy to ludzie szli do domu na obiad. Ale dzisiaj mało kto mieszka 5 min od miejsca pracy… 

Czy Francja nadal potrafi Cię zaskoczyć?
Tak. Ostatnio, kiedy w środku konfliktu ukraińskiego Francja zdecydowała ostatecznie nie dostarczyć Rosji dwóch Mistrali. Polemika wobec tego zamówienia była spora, wiadomo w grę wchodzą 2 miliardy €. Co prawda ostatecznie sprzedają je Egiptowi. Zobaczymy co z tego wyniknie. Ale muszę przyznać, że decyzja o tym, żeby mimo wielkiej kasy statków Rosjanom nie sprzedać zaskoczyła mnie bardzo. 

Na blogu wspominasz, że spędziłaś „dwa męczące lata w Paryżu”? Trochę naiwnie spytam, jak to możliwe, że życie w mieście miłości i świateł może być, jak piszesz, zniechęcające?
Ja nie wiem jak to jest możliwe żeby mieszkając w Paryżu można je było tym mianem nadal nazwać. Tak, moje paryskie doświadczenia są dosyć negatywne. To miasto jest piękne i zachwyca kiedy się do niego przyjeżdża jako turysta i przemierza na pieszo najpiękniejsze dzielnice z turystycznie zadartą głową. Sprawy wyglądają inaczej kiedy się w tym mieście zamieszka. Pierwsze, co mnie uderzyło w Paryżu to zagęszczenie, zarówno ulic jak i ludzi. Do Paryża przyjechałam w sierpniu, przez pierwsze dni myślałam że się uduszę. Jestem dzieckiem miasta, ale paryskie uliczki gdzie ledwo widać skrawek nieba mnie przytłoczyły. Wrażenie to potęguje zanieczyszczenie powietrza. Warszawa przy Paryżu to mile przewietrzony pokój. Paryskie metro jest duszne i cuchnące. Na ulicach jest niewiele lepiej. Nie ma trawników, więc psy się załatwiają na chodnikach. Autor „Merde. Rok w Paryżu.” bardzo dokładnie i zabawnie to opisał. Tylko, że na co dzień mnie to nie bawiło. Paryżanie ujawnili się dla mnie jako naród bardzo agresywny i niezbyt przyjazny. Ale w sumie im się nie dziwię, dla mnie to miasto wywołuje stan ciągłego napięcia. Ceny. Wszystko w Paryżu jest o wiele, wiele droższe niż gdzie indziej. Ludziom się wydaje, że mieszkanie w Paryżu to codzienne picie kawy na tarasie małej paryskiej brasserie z widokiem na Wieżę Eiffla. Paryska rzeczywistość jest dla większości mieszkańców inna. Jak już zapłacisz za klitkę, którą trudno nazwać mieszkaniem prawie połowę pensji, to na bieganie po knajpach nie będzie Cię już stać. Paryska kastowość. To coś mnie uderzyło. Jest Paryż „rive gauche” i reszta. Jest Paryż dzielnicy 16, 8 i 9 i reszta. Jest też Paryż dzielnicy 18 czy 19, ale tam już mało kto ma ochotę się zapuszczać. Do dziś nie lubię do Paryża jeździć. Naprawdę. 

emigracja cię zeruje

Czym w takim razie Lille różni się od Paryża?
Pierwsza rzecz, na jaka zwróciłam w Lille uwagę to przestrzeń. Jest jest dużo dużo więcej. Jest czym oddychać. Zieleń. Widać ją. Życzliwość, taka zwykła, bezinteresowna. Tutaj jest się mniej anonimowym. A każdy lubi mieć poczucie przynależności. Tutaj ludzie zapraszają się do domów. W Paryżu to rzadkość. Idzie się do restauracji albo baru. 

Co we Francji lubisz najbardziej, a co najmniej?
Krajobrazy, sery i rugby. To najbardziej. A najmniej. Chyba częsta roszczeniowa postawa Francuzów. Na dłuższą metę jest okropnie meczące. I nudne.

Jak się zintegrować z Francuzami? Masz jakieś sposoby?
Być sobą. Jeśli naturalnie jest się gburem to żadna złota rada nie zadziała. Być sobą, a w naturalny sposób znajdzie się takie środowisko, które nam odpowiada. 

We Francji mieszkasz od długiego czasu, ale Twój blog, jest dość młody. Skąd się wziął pomysł, aby pisać w sieci?
To nie jest mój pierwszy blog. Pisałam już wcześniej. Na pierwszym blogu, który założyłam dawno temu, ale przygoda trwała krótko, bo ochota na jego kontynuowanie mi przeszła. Potem pisałam w formie elektronicznych listów, które wysyłałam do znajomych. Z czasem zaprzestałam. Ochota na rozpoczęcie tego bloga chodziła za mną już od jakiegoś czasu. Z pewnością emigracja odegrała w tym swoja rolę. Na co dzień mam niezwykle mało kontaktów z Polakami. Myślę, że potrzeba kontaktu z językiem polskim, podzielenia się moimi obserwacjami na różne tematy znalazła ujście w formie tego bloga. Bardzo dobrze się z nim czuję. 

Gdybyś mogła cofnąć czas, czy jeszcze raz zdecydowałabyś się na Francję? Może coś zrobiłabyś inaczej?
Z pewnością. Początki, mimo zaproszenia od firmy, były bardzo trudne. Opisuję to na blogu w cyklu „początki emigracji”. Z pewnością byłabym dużo mniej wyrozumiała, co do pewnych administracyjnych i legalnych aspektów mojego pobytu. Ale jak to się mówi, „co Cię nie zabije to Cię wzmocni”, czuję się dziś bogatsza i silniejsza o te doświadczenia. 

Czy do emigracji we Francji można się przygotować? Co poradziłabyś osobie, która zastanawia się nad wyjazdem na stałe do tego kraju?
Wszystko zależy na jakich warunkach na emigrację się udajemy. Jeśli nikt na miejscu nie zapewnia nam przynajmniej minimum zaplecza, radziłabym nauczyć się języka. Nie perfekcyjnie, ale przynajmniej na tyle, żeby móc samemu załatwić podstawowe sprawy. Kolejna rzecz to praca. Bez zatrudnienia nikt nie wynajmie nam mieszkania. A bez mieszkania, a dokładniej bez adresu zamieszkania, żaden bank nie otworzy konta. To błędne kolo. Jeśli takich detali nie znamy przed przyjazdem spotka nas niemiłe rozczarowanie. Druga sprawa, to nie palić za sobą mostów. Wsparcie, chociażby moralne, ze strony rodziny, przyjaciół, będzie potrzebne. Dbać o siebie na tej emigracji. Dobre samopoczucie, energia i wewnętrzna równowaga to klucz to sukcesu. W końcu jeśli gdzieś wyjeżdżamy to nie po to, żeby się źle czuć. Ale temu trzeba pomoc, bo emigracyjny spleen dopada nawet najbardziej zatwardziałych. 

Na koniec, powiedz proszę, jakie trzy miejsca na zwiedzanie poleciłabyś szczególnie.
Dinan w Bretanii (albo jeszcze lepiej cala Bretania), zamki nad Loarą, Burgundia w okolicach Macôn.

Ania, bardzo dziękuję Ci za rozmowę!

Bloga Ani czyli Ania Winter subiektywnie znajdziecie pod TYM LINKIEM (blog już niestety nie istnieje)

*

Les amis, wiem, że są wśród Was emigranci. Opowiedzcie, jaka jest Wasza emigracja? Trudna, radosna, przyzwyczajona czy tęskniąca? 

Uśmiechnięta Iza
Cześć, jestem Iza! Pomogę Ci poczuć się tu jak w domu. Nieważne, czy przyjechałeś do Francji na wakacje czy na stałe.
W serialu słyszysz francuskie &^%$&,a lektor tłumaczy „ty ananasie!”. Pobierz Mały słownik wyrazów brzydkich, aby rozumieć więcej.

45 Odpowiedzi

  1. Cześć ! Podzielam Twoje spostrzeżenia 🙂 Francja była ostatnim państwem na mojej liście o którym bym pomyślała żeby zwiedzić a tu zaskoczenie bo zdecydowałam się na Erasmus 🙂 Czytam czytam i jakbym swoje myśli ubrała w słowa 🙂 Administracja: szooook… próba wynajęcia mieszkania, jeszcze przed wyjazdem wydawała się czymś niemożliwym na 200 wysłanych ogłoszeń, 1 odpowiedź- odmowna 🙂 Do tego perturbacje na miejscu, latanie od przysłowiowego Kajfasza do Annasza, coś w rodzaju syzyfowej pracy. 2h przerwy w ciągu dnia może nie podzielałam tego entuzjazmu, ale szanuję Francuzów, że potrafią celebrować posiłki. No i Paryż ! O zgrozo… To miasto o dwóch obliczach, jak dla mnie bardzo przykre, noclegownia dla bezdomnych.

    Akurat przez mój krótki okres pobytu, wydaje mi się, że liznęłam i takich relacji, za które jestem bardzo wdzięczna i takich, które nie pozostawiły żadnego śladu w mojej głowie. Spotkałam zdecydowaną większość ludzi, którzy byli pomocni i życzliwi, ale podzielam zdanie, że do nawiązania przyjaźni temu daleko, nie wiem na ile chodziło o mnie i moje zamknięcie się na relacje jakie zostawiłam w Polsce, a na ile to po prostu mentalność Francuzów.

  2. każdy kęs samotności budzi w duszy deszcz aż po ulewę…i tylko ty słyszysz jak twoje krople łez uderzają o poduszkę…..a rano wstajesz jak gdyby nigdy nic….

  3. Ja mam taką teorię, że do Paryża trzeba przyjechać kilka razy, żeby prawdziwie go docenić i choć trochę go poznać. Jak byłam za pierwszym razem, to ogromnie mnie przytłoczył i czułam się, jakby ktoś rozbił wszystkie moje wielkie i piękne wyobrażenia. W ostatnich kilku latach miałam okazję bywać tam co kilka miesięcy i zdecydowanie bardziej mnie wciągnął 🙂
    Z drugiej strony francuska wieś jest fantastyczna (nigdy słowo „wieś” nie kojarzyło mi się tak dobrze jak właśnie we Francji). Co do mentalności? Hm. Trochę jak w Polsce 😉 Ludzie są bardzo gościnni, ale i zaściankowi. Mocno można odczuć obawę przez „nowym” i „innym” 😉

  4. Bardzo interesująca wypowiedź 🙂 No i doczekałam się wreszcie kogoś kto mieszka w moim wymarzonym Lille! 🙂

        1. Udało się, przeprowadziłam się!:) może nie do samego Lille, ale do Marcq, czyli zaraz obok 🙂

  5. Mnie sie wydaje, ze trzeba miec po prostu dobry powod do wyjazdu. Emigracja potrafi byc bardzo przyjemna, ale zdarzaja sie i trudne (a nawet bardzo trudne) momenty. Jesli nie ma sie wystarczajaco mocnego powodu do zostania i przezwyciezania trudnosci, moze byc ciezko.
    Z drugiej strony duzo zalezy od osoby. Moze po prostu niektorym jest latwiej przyzwyczajic sie do zycia daleko rodziny i korzeni. Ale z zaczynaniem od poczatku wielu spraw w zyciu faktycznie trzeba sie pogodzic jesli sie wyjezdza do innego kraju 😉

    1. Zgadzam sie z Iza. Poza tym przy tanich lotach (oczywiście jeśli się nie wyemigrowało do odciętej od świata wioski gdzieś w buszu) odległości znacznie się skróciły. Ale na pewno wszystko zależy od naszej postawy i naszych motywacji. A trudne momenty maja to do siebie, ze włażą do walizki i wybierają się z nami tam gdzie nas poniesie.

  6. Kolejny bardzo ciekawy i szczery wywiad. I w końcu ktoś odważnie napisał o tym, jak się mieszka w Paryżu 😛 Emigrujcie na prowincję – szczególnie do Bretanii 🙂
    Mam podobne odczucia co do przyjaźni. Mam baaardzo dobry znajomych, na których mogę liczyć, ale przyjaciele zostali w Polsce. Chyba tak to już jest z relacjami, które nawiązuje się po 25 roku życia 😉

      1. Też też, ale od niedawna, więc dopiero wyrabiam sobie zdanie 🙂 Rodan-Alpy i póki co zachwycam się wszystkim wokół, pewnie jak trochę okrzepnę to mi przejdzie 😉 Z przyjemnością czytam Twoje archiwum, bo sporo opisywanych tutaj rzeczy stanowi dla mnie nowość i ciekawostkę w jednym 🙂

        1. Super, ciesze sie, ze blog Ci sie przydaje 🙂 Mi jeszcze nie przeszlo zachwycanie sie wszystkim dookola, mimo, ze to juz 2.5 roku 🙂 Z drugiej strony rzeczy rzeczywistosc czasem bywa zupelnie zwyczajna i czasem nielatwa i o tym tez trzeba pisac 🙂

  7. Jakie trafne wyrażenie w tytule! Bardzo się cieszę, mogąc poznać kolejną fankę Bretanii (i Owerni:) ). O Lille słyszałam same dobre słowa, a zmęczenie Paryżem nie dziwi mnie ani trochę. Nie znałam wcześniej bloga Ani, super odkrycie. Dzięki, Iza!

      1. Bretania piękna chyba o każdej porze roku. Pamiętam kiedy pojechaliśmy tam raz w listopadzie. Morze szalało, nigdy nie widziałam takich wściekłych fal. Bylo pięknie. W dodatku podobno najlepsze ostrygi są w tym okresie.

  8. Jakże bardzo emigracja zmienia nasze spojrzenie na życie i ludzi.
    Ja również zwróciłam uwagę na prawdziwość tego stwierdzenia 'Emigracja nas zeruje ’ ile w tym prawdy.

  9. Emigracja zmienia, twoje „zeruje” oddaje tę zmianę chyba najdosadniej.
    Dopiszę się do listy osób, które czują, że obecne miejsce pobytu – dom, to nie koniec drogi. Dziwne uczucie, bo jest mi w Austrii dobrze, lubię i nawet jestem ciut zakręcona na punkcie austriackości wszelakich ale gdzieś tam wiem, że kiedyś ruszę dalej.

      1. Życie tak dziwnie się poukładało, że wylądowałam nad Dunajem. Jestem tu dopiero…hm…już trzy lata z małym okładem.

    1. Mnie tez bardzo sie podoba to okreslenie, sama czuje sie bardzo podobnie (w dobrym oraz mniej przyjemnym aspekcie tego, co niesie „wyzerowanie”). Ja z kolei widze Francje jako punkt docelowy mojej podrozy i nawet nie chcialabym sie stad ruszac, ale kto wie, kto wie… w zyciu jest wiele niespodzianek 😉

  10. Ile osób tyle twarzy emigracji. Może powiem coś nietypowego, ale ja nie szczególnie tęsknię. Lubię moje życie tutaj, a szczególnie to kim się stałam. W Holandii, jestem w domu, mimo że, tak jak Ania, uważam, że ten kraj to nie koniec mojej drogi.

      1. Ja się sobie najbardziej podobam w Holandii. Bardzo się tutaj zmieniłam, uwierzyłam w siebie. I to, razem z bliskością mojego męża, to największe plusy. 🙂

    1. @annamariaboland:disqus ale nie tesknisz w ogole, czy na codzien nie? Ja na przyklad nie mam zbyt duzych problemow z tesknota, bo bardzo lubie moje zycie we Francji, ale sa momenty, kiedy mnie jednak gniecie w srodku.

      1. Nie tęsknię w ogóle. Są momenty, w których chciałabym być na miejscu, ale to nie ma nic wspólnego z tęsknotą. Kiedy jestem w Polsce tęsknię za mężem i za domem. Nawet bardzo. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobne na blogu

dziękuję

Został ostatni krok…

Sprawdź swoją skrzynkę mejlową i kliknij w potwierdzający link.

Moja Alzacja stosuje pliki cookies. Więcej przeczytasz w polityce prywatności, a w każdej chwili możesz dokonać zmiany ustawień cookies w swojej przeglądarce.

Wyślij mi wiadomość

A może chcesz poszukać czegoś na stronie?

Wyślij mi wiadomość

A może chcesz poszukać czegoś na stronie?

Zapisz się