Zastanawialiście się kiedyś, jak się robi cukierki? No bo przecież to nie borsuki zawijają je w sreberka, n’est-ce pas? Mam jeszcze drugie pytanie. Kto pamięta smak prawdziwych czerwonych landrynek? Odnalazłam go dla Was. Confiserie des Hautes Vosges czyli fabryka cukierków w okolicach Alzacji to miejsce, które rocznie odwiedza ponad 200 000 turystów rocznie. Dajcie się skusić!
Confiserie des Hautes Vosges znajduje się w górskiej miejscowości, której nazwę trudno wymówić. (Plainfaing – czy to w ogóle jest po francusku?) Do okoła góry, lasy, polanki i strumyki. Czyli można przyjechać nie tylko na landrynki, ale na spacer po prostu? Można.
Wchodzimy. Parter to piętro produkcji wogeskich łakoci. Pokaz obrabiania wielkiej landrynkowej płachty i przetwarzania jej na mentolowe pastylki otwarty jest dla zwiedzających. W nosie tylko kręci od bardzo ostrego sosnowego zapachu (akurat trafiliśmy na produkcję tych najsławniejszych, o smaku jodłowym wzmocnionym (sapin extra fort). Podobno świetne na przeziębienie, można z nich robić herbatkę i napary w czasie grypy! O cukierkach nam opowiadano, odkrywano różne tajniki produkcji, cukierkami nas na koniec częstowano.
Ale to nie wszystko. Fabryka cukierków ma jeszcze drugie piętro. W w części poświęconej niewielkiemu muzeum oglądaliśmy cukierkową przeszłość. Cylindryczne formy z brązu do odgniatania kształtów, stare wagi z odważnikami, zaśniedziałe puszki. Na koniec, last but not least, został nam cukierkowy sklep, landrynkowe królestwo. Właśnie tam odnalazłam smak cukierków z dzieciństwa, czerwone coquelicot. Nikt z odwiedzających nie wyszedł z fabryki cukierków z pustymi rękami. Ani jedna osoba.
Namiary na fabrykę cukierków w Wogezach
Confiserie des Hautes Vosges
44 Habaurupt, 88230 Plainfaing
strona www
A Wy lubicie takie miejsca? Jakie turystyczne atrakcje przyciągają Was najbardziej? Podzielcie się swoją opinią w komentarzu!
*
PS. Les amis, więcej turystycznych inspiracji aby zaplanować niezapomniane wakacje w Alzacji znajdziecie w moim przewodniku Wakacje w Alzacji (jedynym przewodniku o Alzacji na polskim rynku).
0 Odpowiedzi
Ufff ja na szczęście landrynek nie lubię 😉 Ale to musi być raj dla dzieci.. i dorosłych ;))
Ja też na co dzień nie jem cukierków. Ale orzeszkami w słodkiej polewie nie pogardzę 😉
Toż to jakieś landrynkowe królestwo prosto z bajki! Zdjęcia są tak słodkie i urocze, że mimowolnie czuję dziecięcy pociąg do słodkości 🙂 Alzacjo, dlaczego jesteś tak daleko?
haha, no właśnie.. to jest ten czar i urok 🙂
Nie ma co się dziwić, że nikt nie wyszedł z pustymi rękoma…Najpierw narobili ochoty, później wpuścili do sklepu 😛 Podejrzewam również, że nie dość, że wszyscy porobili zakupy to jeszcze wyszli 5 kg grubsi 😛
Zainteresowały mnie te jodłowe landrynki, można je gdzieś kupić w Polsce? Jak się nazywają? 🙂
Chyba nie mają innej nazwy niż sapin extra fort 😉 na ich stronie – podałam na końcu wpisu – jest katalog i można zamówić 😉
Oj, muszę sobie dobrze zapamiętać tę nazwę i nigdy, NIGDY tam nie jechać 😉
haha, rozumiem.. my też byliśmy krok od bankructwa 😉
Coraz bardziej Alzacja zdobywa moje serce! Smak landrynek malinowych z dziecinstwa tli mi sie jeszcze gdzies na podniebieniu. Jestem lasuchem, z pewnoscia i ja nie wyszlabym z pustymi rekami 😀
landrynki, no właśnie! na co dzień nie jadam w ogóle cukierków, ale do niektórych smaków mam jednak duży sentyment
Smakowite miejsce.
Co do zawijania czekoladek w sreberka to w Alpach nadal robią to świstaki, ale o tym cicho sza 😉
ahaha! good point 😛 borsuk, świstak, jedna rodzina ^^