Bretońskie naleśniki, cydr i szum fal – rozmowa z Justyną z Bloga o Francji w cyklu Francuskie Historie Polek

justyna holosyniuk

Rozmowa z Justyną mnie konfrontuje. Z jednej strony odnajduję się w stwierdzeniu „zawsze mnie nosiło”. Właśnie mnie też, od lat ciągle byłam w drodze (może z Wami też tak jest, emigranci?). Z drugiej strony zastanawiam się, czy sama dobrze wykorzystałam swój pierwszy rok emigracji, o którym moja rozmówczyni mówi, że jest momentem determinującym dalsze życie w Nowym Kraju. Zapraszam Was gorąco na spotkanie z Justyną, świetną nauczycielką francuskiego i znaną blogerką, która opowie Wam o tym, jak wygląda francuska emigracja z jej perspektywy.

Francuskie historie Polek, sobotni cykl wywiadów, skierowany jest przede wszystkim do tych, którzy planują przenieść się na długo lub na stałe do Francji. Znajdą tu oni mnóstwo cennych informacji  pomagających przygotować się do wyjazdu. Następnie, rozmowy skierowane są do innych Polek i Polaków mieszkających na emigracji. Są okienkiem, przez które można podpatrzeć, jak inni radzą sobie w podobnej sytuacji życia na obczyźnie. Wreszcie, Francuskie Historie są dla wszystkich, którzy interesują się Francją. To niepowtarzalna okazja, aby poznać mniej znane oblicze kraju nad Sekwaną i zajrzeć mu do kuchni.

Zapraszam gorąco do lektury kolejnego odcinka oraz wszystkich poprzednich, które już się na blogu ukazały.

Rozmowa z Justyną mieszkającą w Bretanii

Jak się zaczęła Twoja emigracja? Zawsze chciałaś mieszkać na stałe w innym kraju?
Od kiedy pamiętam, zawsze mnie „nosiło” (śmiech). Pod koniec liceum wyjechałam na 3 m-ce do Stanów. Później, już jako studentka filologii romańskiej, co roku wyjeżdżałam za granicę szlifować mój francuski: albo w ramach stypendium naukowego (pół roku w Czechach i rok we Francji), albo do pracy. Jako fille au pair, opiekowałam się dziećmi we Francji, Belgii i Szwajcarii. Nigdy jednak nie myślałam o życiu za granicą. Chciałam podróżować, nauczyć się dobrze mówić po francusku, a później znaleźć pracę w Polsce. Szyki pokrzyżował mi pewien Francuz. Przeprowadzka do Bretanii była dla mnie naturalną koleją rzeczy. Za bardzo się nad tym nie zastanawiałam.

Jak wspominasz pierwszy rok po przeprowadzce do Francji? Jakie aspekty były najprzyjemniejsze, a co sprawiało Ci największą trudność?
Wspominam ten okres całkiem dobrze. Nie została mi po nim żadna trauma (śmiech). Na początku czułam się lekko zagubiona. Choć znałam już trochę Francję, francuską mentalność i język, to okoliczności się zmieniły. Nie byłam już Erasmusem, któremu uczelnia podaje prawie wszystko na tacy. Musiałam zrozumieć, jak działa francuska administracja, służba zdrowia i rynek pracy. Musiałam nauczyć się funkcjonować w mojej nowej francuskiej rodzinie, dotrzeć się, zbudować relacje z przyjaciółmi Charles’a (co nie zawsze było łatwe), znaleźć własnych znajomych. Czas wielu niewiadomych, ale również wielu przyjemnych doświadczeń i zaskoczeń związanych z odkrywaniem Bretanii i bretońskiej kultury. Według mnie pierwszy rok na emigracji to bardzo kluczowy moment. Determinuje naszą przyszłość na obczyźnie. Warto o tym pamiętać i spróbować przeżyć go świadomie i przede wszystkim aktywnie.

Czujesz się zakorzeniona we Francji? Łatwo jest stać się Francuzką?
Mieszkam we Francji ponad 7 lat i mogę zaryzykować stwierdzenie, że jest ona moją drugą ojczyzną. Jest mi tutaj dobrze, ale nie czuję się Francuzką i nie pretenduję to tego tytułu (śmiech). Lubię być Polką, bo Polki, jak mawiają moi francuscy znajomi, można od razu poznać po charakterze (śmiech). Nie przeszkadza mi mój akcent czy to, że do wielu spraw podchodzę inaczej. Uważam to nawet za atut! Na tym etapie mojej francuskiej przygody, myślę, że emigracja, to ciągłe życie w rozkroku: jedną nogą w Polsce, drugą we Francji, to swoistego rodzaju schizofrenia ze wszystkimi pozytywnymi i negatywnymi jej konsekwencjami. Może kiedyś to się zmieni. Czas pokaże.

Z perspektywy lat, jakie widzisz pozytywy i negatywy mieszkania w kraju nad Sekwaną?
Francja pozwoliła mi złapać dystans: do siebie, świata, Polski, Polaków, pozwoliła spojrzeć na wiele rzeczy z inne perspektywy. Pokazała, że model życia, do którego jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce, nie jest jedynym wyznacznikiem szczęścia. Nauczyła doceniać drobne przyjemności. Rozbudziła moje zmysły, głównie smaku (śmiech). Poszerzyła horyzonty, ale również troszkę zepsuła i rozbisurmaniła (śmiech). Łatwo jest bowiem przyzwyczaić się do dobrej kuchni, autostrad, szybkiego TGV, całkiem sprawnie działającej służby zdrowia czy darmowych wydarzeń kulturalnych. Jeśli zaś chodzi o negatywne aspekty mieszkania we Francji, to nic mi nie przychodzi do głowy (śmiech). Mieszkam na prowincji i życie tutaj jest chyba łatwiejsze i spokojniejsze niż w wielkim mieście. Oczywiście czasami drążni mnie to i owo (niekompetencja urzędników, nadmierna poprawność polityczna, nadgorliwość w przestrzeganiu konwenansów, rozkład dnia), ale umiem szybko przejść nad tym do porządku dziennego. W końcu nikt nie jest idealny (śmiech).

Bretońskie naleśniki, cydr i szum falzdjęcie z archiwum Justyny

Jak odnalazłaś się tu zawodowo? To trudny teren dla emigranta?
Początki nie były łatwe. Przypominam, że jestem filologiem i tak naprawdę oprócz znajomości języka francuskiego nie posiadałam żadnym innych konkretnych kompetencji. Zaczęłam od zapisania się do Pôle Emploi, czyli francuskiego biura pracy. Nie pomogło mi to znaleźć zatrudnienia, ale zostałam zwolniona z niektórych opłat, kiedy później zakładałam własną działalność. Wysyłałam CV. Pracowałam zdalnie z firmami w Polsce. Zdobywałam doświadczenie jako tłumacz. W międzyczasie opiekowałam się dziećmi. Pewnego dnia przyszedł mi do głowy pomysł udzielania lekcji przez Skype’a. W tamtym okresie ten sposób nauki nie był jeszcze zbytnio popularny. Ciężko było przekonać do niego potencjalnych uczniów, ale się udało! Założyłam własną firmę i zostałam auto-entrepreneur. Czy to nie brzmi dumnie? (śmiech)

Jaką radę mogłabyś dać osobie szukającej pracy we Francji?
A mogą być dwie? (śmiech). Kieruję je głównie do dziewczyn takich jak ja, które przyjechały do Francji, by dołączyć do chłopaka czy męża.

Pierwsza rada: wyjdź z domu! Najgorsze, co można zrobić, to zamknąć się w czterech ścianach i czekać na cud (śmiech). Świat musi dowiedzieć się o Twoim istnieniu, a Ty musisz poznać świat, który Cię otacza. Wiem, że łatwo się mówi. Lęk przed nowym, brak wiary w siebie, ogólny paraliż i blokada językowa nie pomagają, ale im dłużej zwlekasz, tym sytuacja staje się trudniejsza. Zacznij od biura pracy. Następnie zapisz się na dodatkowe zajęcia. We Francji jest wiele stowarzyszeń, które oferują zajęcia po bardzo przystępnej cenie. To nie jest strata pieniędzy. To inwestycja. Masz cel, by wyjść z domu, nawiązujesz kontakty, które mogą pomóc Ci w znalezieniu pracy, szlifujesz francuski, a przy okazji rozwijasz swoje zainteresowania lub uczysz się czegoś nowego. Możesz również zostać wolontariuszem.

Druga rada: obniż swoje oczekiwania! Wiem, że jest to bardzo frustrujące, szczególnie kiedy ma się kilka dyplomów w kieszeni. Ale zamiast biernie czekać na swoją pracę marzeń, według mnie, lepiej jest popracować dorywczo i oswoić się z francuskim rynkiem pracy. Od czegoś trzeba zacząć. Jestem pewna, że z czasem otworzą się przed Tobą nowe perspektywy i w pełni wykorzystasz swój potencjał.

Opowiedz, jak narodził się pomysł tworzenia własnego bloga. Czy pisanie pomogło Ci w jakiś sposób w kontekście życia za granicą, czy to dla Ciebie sfera stricte zawodowa?
Zaczęłam prowadzić bloga z myślą o moich uczniach. Język to również kultura, więc chciałam przybliżyć im francuską kuchnię, muzykę, kinematografię, dzielić się ciekawostkami językowymi. Na lekcji nie zawsze jest na to czas i miejsce. Z czasem blog zaczął żyć własnym życiem i przyciągać coraz większą ilość frankofilów i frankofonów. Biorąc pod uwagę jego tematykę, raczej nie ma on większego wpływu na moje prywatne życie we Francji, choć dzięki niemu poznaję rodaków, którzy przybywają w moje strony.

Czy zdarza Ci się tęsknić za Polską? Za czym najbardziej i jak sobie z tym radzisz?
Oczywiście, że tak! Za rodziną, przyjaciółmi, za wydarzeniami, których nie mogę być częścią. Na szczęście jestem typem osoby, która bardzo dobrze znosi rozłąkę. Poza tym, dzięki Internetowi i połączeniom lotniczym, Polska jest tak naprawdę na wyciągnięcie ręki.

Gdybyś mogła cofnąć czas, czy jeszcze raz wybrałabyś Francję? Może jest coś, co zrobiłabyś inaczej?
Ogólnie uważam się za szczęściarę. Mam ustabilizowane życie rodzinne i zawodowe, mieszkam w jednym z piękniejszych regionów Francji, więc to miejsce było mi chyba pisane (śmiech). Ale gdybym mogła cofnąć czas, starałabym się być bardziej sprawcza w pierwszych miesiącach mojego pobytu tutaj. Myślę, że nie wykorzystałam wtedy wszystkich szans.

Bretońskie naleśniki, cydr i szum falzdjęcie z archiwum Justyny

Czy do emigracji we Francji można się przygotować? Co poradziłabyś osobie, która zastanawia się nad osiedleniem się tu na stałe?
Myślę, że w jakimś stopniu na pewno tak, choć jak to w życiu bywa, nie wszystko można przewidzieć. Przed wyjazdem warto popracować nad nastawieniem. We Francji wiele rzeczy działa inaczej niż w Polsce, więc Wasza cierpliwość na pewno zostanie wystawiona na próbę, a Wasze wyobrażenia wielokrotnie rozminą się z rzeczywistością. Dlatego warto być otwartym i elastycznym, pamiętając jednocześnie o swoich celach i priorytetach, a kiedy wymaga tego sytuacja, walczyć o swoje.

Jeśli chodzi o bardziej przyziemne sprawy, poczytałabym o mentalności Francuzów, ich zwyczajach i savoir-vivrze, który jest bardzo obecny w ich życiu, by nie wyjść na gbura i nie zrazić ich do siebie już na starcie (śmiech). Obecnie temat Francji jest bardzo modny, więc w księgarniach na pewno znajdziecie wiele ciekawych pozycji. Poszukałabym również informacji praktycznych dotyczących wynajmu mieszkania (chyba jedno z moich największych zaskoczeń), ubezpieczenia, założenia konta w banku, szkoły, jeśli mamy dzieci. Żyjemy w epoce blogów. Wiele osób opisuje swoje zmagania na obczyźnie. Warto skorzystać z ich wiedzy i doświadczenia. Polecam również zajrzeć na fora prowadzone przez rodaków za granicą. Warto również przygotować niezbędne dokumenty. Niektóre z nich na pewno trzeba będzie przetłumaczyć. Jeśli mamy zamiar szukać pracy, zredagować CV i list motywacyjny według francuskich standardów. Upoważnić kogoś do zarządzania naszymi sprawami w Polsce. Nieoceniona pomoc, kiedy na przykład przez przypadek zablokujemy polskie konto lub będziemy pilnie potrzebować jakiegoś dokumentu.

Powiedziałaś, że warto samemu wychodzić do Francuzów, integrować się, szukać kontaktu. Wygląda na to, że znajomość języka gra dużą rolę w odnalezieniu się we Francji. Czy w takim razie ma sens przeprowadzka, gdy nie zna się francuskiego? Jakie są możliwości, aby się go nauczyć czy doszlifować, gdy już mieszkamy w tym kraju?
Jeśli chcemy być niezależni i samodzielni we Francji, musimy nauczyć się języka przynajmniej w stopniu komunikatywnym. W przeciwnym razie będziemy skazani na łaskę rodaków lub kolegów z pracy, którzy na nasze potrzeby zamienią się w tłumaczy, co na dłuższą metę jest męczące dla obu stron. Oczywiście możemy próbować komunikować się po angielsku (na prowincji może być z tym duży problem) lub na migi, tylko że w ten sposób na pewno nie załatwimy żadnej ważnej sprawy, ani nie znajdziemy dobrej pracy (chyba że aplikujemy do firmy międzynarodowej). Poza tym jak powiedział kiedyś Goethe: Tyle razy jesteś człowiekiem, ile znasz języków. Jeśli chcemy zintegrować się ze społeczeństwem, poznać lepiej jego kulturę, rozwijać się, poszerzać horyzonty, zwyczajnie poczuć się dobrze na obcej ziemi, musimy zacząć władać językiem kraju, w którym mieszkamy. We Francji organizowanych jest wiele kursów językowych i to często za darmo. Informacji szukajcie w Pôle Emploi (francuskie biuro pracy) lub w prefekturze w dziale dla cudzoziemców. Albo zapiszcie się do szkoły językowej lub na lekcje przez Skype’a (śmiech).

Na koniec, powiedz proszę, jakie trzy miejsca na zwiedzanie poleciłabyś szczególnie.
Zapraszam oczywiście do Bretanii, a dokładniej do departamentu Morbihan, na spotkanie z morzem (Quiberon i la Côte sauvage), historią (zamek w Josselin) i ze mną (śmiech). Mieszkam w Vannes, które słynie ze swoich średniowiecznych murów obronnych i dobrze zachowanej starówki. Bretania to wyjątkowy region, w którym zapomnicie o wszystkich troskach, zajadając się bretońskimi naleśnikami, popijając cydr i wsłuchując się w szum fal.

Justyna, bardzo Ci dziękuję za rozmowę!

Bloga o Francji, Francuzach i języku francuskim prowadzonego przez Justynę znajdziecie pod TYM LINKIEM.

*

Lęk przed nową rzeczywistością, niewiara w siebie, paraliż i blokada językowa – Justyna namierzyła kilka barier, jakie mogą stać przed emigrantami. Jeśli się z nimi spotkaliście, napiszcie w komentarzu, w jaki sposób udało się Wam je pokonać. 

A może chcielibyście zadać Justynie dodatkowe pytanie? Możecie to zrobić w komentarzu!

Uśmiechnięta Iza
Cześć, jestem Iza! Pomogę Ci poczuć się tu jak w domu. Nieważne, czy przyjechałeś do Francji na wakacje czy na stałe.
W serialu słyszysz francuskie &^%$&,a lektor tłumaczy „ty ananasie!”. Pobierz Mały słownik wyrazów brzydkich, aby rozumieć więcej.

50 Odpowiedzi

  1. Marcelina, a może poszukaj wydarzeń w jakiś lokalnych gazetach albo na stronach internetowych Twojej miejscowości? W Alzacji np. organizowane są też różne kursy i warsztaty – to też jakiś pomysł na sposób, żeby poznać ludzi.

  2. Agnieszko, będę trzymała kciuki, żeby wszystko poukładało się po Twojej myśli. Najważniejsze, żeby działać – powoli, krok po kroku, ale systematycznie. Z czasem na pewno Francja stanie się Twoim drugim domem 🙂

  3. Najwazniejsze to byc otwartym na nowy kraj i dzialac. Chyba nic sensowniejszego nie napisze od Justyny, bo zgadzam sie z kazdym slowem i rada. No, dodam tylko od siebie, ze ma swietnego bloga.

  4. Wspaniały wywiad 🙂 ja tam swój pierwszy rok też nieco zawaliłam, z pewnością byłoby łatwiej z francuskim, no ale tego już nie zmienię, ważne tu i teraz 🙂

  5. „Szyki pokrzyżował mi pewien Francuz”… ah co ci francuscy mężczyźni z nami robią 🙂 jak mawiał mój kolega z pracy „nie lubię tych Francuzów bo nam fajne dziewczyny kradną!” 🙂

  6. Karolina, nieźle trafiłaś – Nika będzie moim gościem w następną sobotę ^^ No i bardzo się cieszę, że seria Ci się podoba! Ja się przy niej świetnie bawię, szczerze mówiąc 🙂

  7. Ciekawa rozmowa 🙂
    Coś w tym jest, że nas – osoby, które w końcu lądują gdzieś poza krajem na stałe, nosiło od zawsze. Nie planowałam emigracji ale usiedzieć w miejscu było mi trudno.
    Z wagą pierwszego roku rożnie bywa ale poznawanie, bo to proces trwający lata, kultury i języka – według mnie obydwie rzeczy równie ważne – dopiero tak naprawdę otwierają nam możliwość życia tu i teraz.
    Ja ciągle szukam nowego sposobu na siebie nad Dunajem 🙂
    Ciepłe pozdrowienia dla was dziewczyny 🙂

    1. Cieszę się, że Ci się spodobał wywiad, Beata!
      Zgadzam się z Tobą, że proces poznawania nowej kultury oraz adaptowania jej jako część naszej własnej to długi proces. We Francji jest bardzo dużo społeczności, które zamykają się w swoich gettach, małych społecznościach i nie są zainteresowani prawdziwym wejściem w kraj, w którym żyją. Mam sąsiadów, Turków, którzy nawet nie mówią po francusku, chociaż od wielu lat tu mieszkają.. Wydaje mi się, że bardzo trudno tak żyć, mało w tym wolności, bo przecież ciągle zależysz od małej grupy ludzi, wśród których żyjesz.
      A jak Ci się żyje w Austrii? Co znaczy, że szukasz nowego sposobu na siebie? 🙂
      Ciepłe pozdrowienia z Alzacji!

      1. Te społeczności są i tu ale one wybierają życie nie tyle w gettach co tworzą równoległe społeczeństwo. To temat dłuższy i chyba nie na komentarz 😉
        Austria to bez wątpienia dobre miejsce na życie. We mnie jest ten galicyjski rys więc blisko mi w wielu sprawach – smaki, historia, klimat – do Wiednia.
        Szukam jeszcze zawodowo nowego sposobu na siebie. Mam pewien plan-marzenie ale o tym na razie cicho sza. Pomalutku dążę do realizacji 🙂

        1. Temat faktycznie szeroki 🙂 Chętnie dowiedziałabym się, jak te równoległe społeczeństwa funkcjonują w Austrii – pisałaś coś może na ten temat?
          Nowe plany – brzmi super, super ciekawie! Powodzenia!!!

          1. Nie pisałam na blogu o tym jeszcze. W Austrii to i tak problem o wiele mniejszy niż w Niemczech czy u ciebie. Przynajmniej na razie mniejszy ale obecny.

    2. Faktycznie coś w tym jest, że niektórzy noszą w sobie tego niespokojnego ducha od dziecka i chcąc nie chcąc lądują pod inną szerokością geograficzną. Z przeznaczeniem nie wygrasz 😉

  8. Bardzo fajny projekt! Mój mąż jest Francuzem, ale mieszkamy w Danii 🙂 Ale kto wie, może kiedyś przeniesiemy się do Francji 🙂

      1. Nam się mieszka bardzo dobrze:) Studiowaliśmy tutaj także już się przyzwyczailiśmy, ale polecam każdemu. Żyje się bardzo spokojnie. Pozdrawiam serdeczenie 🙂

  9. Świetny wywiad! Zgadzam się z Justyną, że pierwszy czas (umownie pierwszy
    rok) na obczyźnie jest ważny, ale czasem adaptacja i znalezienie nowego pomysłu
    na siebie czy choćby nawiązanie znajomości zajmują więcej czasu, to
    indywidualna kwestia. Moim zdaniem nie ma co zbytnio się oglądać w przeszłość,
    robiąc sobie wyrzuty, że może się tego czasu nie wykorzystało najlepiej – tylko
    starać się działać tu i teraz. Właśnie tak, jak to robisz, Izo! 🙂 Uściski z
    Bretanii i pozdrowienia dla Justyny, prawie sąsiadki! :)))

    1. Dzięki Kasia za miłe słowa! Napisałam, że słowa Justyny mnie konfrontują, bo chyba po raz pierwszy zaczęłam się mocno zastanawiać, czy dobrze wykorzystałam mój pierwszy rok we Francji. Z perspektywy zaczynam widzieć, co można było zrobić lepiej albo po prostu inaczej. Daje mi to trochę pomysłów na to, co się dzieje dziś i pewnie trochę na przyszłość 🙂 Uściski!

      1. No właśnie, problem polega na tym, żeby za bardzo nie oglądać się za siebie a jednocześnie wykorzystać potencjał ukryty w przeszłości i wyciągnąć z niej wnioski. Nie jest łatwo 🙂

        Napisałam, że pierwszy rok jest ważny, że warto przeżyć go aktywnie i świadomie, bo widzę, że ludzie po przyjeździe w nowe miejsce często popadają w apatię, letarg wywołany różnymi obawami i ograniczeniami, a wyjście z takiego stanu może trwać bardzo długo. Oczywiście trzeba dać sobie czas na przystosowanie się do nowych warunków, ale na emigracji jak na wojnie : kto nie maszeruje, ten ginie 😉

  10. Ciekawe artykuły i ciekawe osobowości. A nie ma tam u was żadnych polskich hydraulików, którzy by się zgodzili na własną opowieść?

    1. Justyna, to ja dziękuję! Ogromnie mi się podoba Twój wywiad, poruszyłaś wiele ważnych wątków! Temat emigracji, oswajania się z nowym krajem, tego, co się przy tej okazji dzieje w człowieku bardzo mnie interesuje i z wielkim zainteresowaniem czytałam Twoje przemyślenia na ten temat. Merci 🙂

  11. Och przeczytałam z zapartym tchem 🙂 Jak dobrze nazwane: rozkrok między dwoma krajami i schizofrenia z negatywnymi i pozytywnymi konsekwencjami, ależ się z tym zgadzam! Ja co prawda mogłabym wyrzucić do śmietnika mój pierwszy rok na emigracji (Hiszpania), mam mini traumę 😉 Wcale go nie wykorzystałam tak, jak bym mogła, aha, coś dobrego: po pół roku zaczęłam uczyć się francuskiego 🙂

    Dobry pomysł też z publikacją wywiadów w sobotę… Człowiek rano przy herbatce czyta, ale coś lekkiego, trochę ploteczek z życia innych, na dodatek osób, które zna z innych okoliczności, więc tym bardziej ciekawe 🙂

    1. Olga, dzięki za feedback dot. soboty. Dobrze wiedzieć, że dzień publikacji odpowiada Czytelnikom 🙂
      Co do pierwszego roku, ja bym dodała, że jest najtrudniejszy. Mnie dopadły blokady, których zupełnie się nie spodziewałam. Pół roku mi zajęło, żeby zacząć na nowo mówić po francusku. To było bardzo, bardzo frustrujące szczerze mówiąc.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobne na blogu

dziękuję

Został ostatni krok…

Sprawdź swoją skrzynkę mejlową i kliknij w potwierdzający link.

Moja Alzacja stosuje pliki cookies. Więcej przeczytasz w polityce prywatności, a w każdej chwili możesz dokonać zmiany ustawień cookies w swojej przeglądarce.

Wyślij mi wiadomość

A może chcesz poszukać czegoś na stronie?

Wyślij mi wiadomość

A może chcesz poszukać czegoś na stronie?

Zapisz się