Pielęgniarka z piętnastoletnim stażem postanawia pewnego dnia rzucić pracę i założyć kawiarnię. Kawiarnię, jakiej nie widziało do tej pory miasto, w którym mieszka. Klubokawiarnię, w której pod skórą czuć rytm metropolii; w której sztuka odgrywa pierwszoplanową rolę. Wreszcie w której można odnaleźć spokój i skupienie na porządkowanie myśli nad filiżanką kawy oraz na czytanie książki siedząc na kanapie ustawionej tuż pod oszklonym prześwitem dachu.
Rozmawiając z Delphine Drumez, założycielką Le Temps d’Une Pause byłam ciekawa, jaka jest historia powstania pierwszej klubokawiarni w Miluzie. A także kim i jaka jest osoba, która za tym projektem stoi. Gorąco zapraszam do lektury!
*
Klubokawiarnię Le Temps d’Une Pause w Miluzie łatwo znaleźć. Znajduje się w samym centrum miasta przy ulicy Moselle (rue de la Moselle), a na przeciwko sławnego muru (MUR de Mulhouse). To ta ściana, na której lokalni artyści prezentują swoje prace z urban art. Przechodziłam tędy setki razy i równie często korciło mnie, aby zajrzeć do kawiarni. Zawsze jednak myślałam sobie „Hm, nie mam przy sobie książki / mam za mało czasu / powinnam się chyba lepiej ubrać”. No cóż, mój wewnętrzny introwertyk uwielbia chodzić utartymi szlakami.
Nadszedł jednak dzień, kiedy zwyczajnie postanowiłam napić się kawy w Le Temps d’Une Pause. W tym samym momencie odkryłam moją nową ulubioną kawiarnię w Miluzie! Urzekło mnie chyba wszystko. Wysmakowana dekoracja, atmosfera, w której czuć nuty wielkiego miasta (Miluza do wielkich miast nie należy). Idealne miejsce na celebrowanie chwili z kawą, czytanie książki czy plotkowanie z koleżanką siedząc na kanapie. (Na tej kanapie naprawdę można się poczuć jak u siebie w domu).
Wyszłam oczarowana. Nieczęsto tak mam, ale tym razem poczułam, że za klubokawiarnią stoi wyjątkowa historia. Miałam rację. Parę tygodni później Delphine Drumez, która ją założyła, opowiedziała mi o powstaniu Le Temps d’Une Pause. To przykład jak życie potrafi wywrócić się do góry nogami. Lekcja, że chwile, które wydają się końcem, jednocześnie mogą być początkiem zupełnie nowej epoki w naszym życiu. To również myśli o ludzkiej pokorze i znaczeniu wytrwałości.
*
W jaki sposób narodził się pomysł o powstaniu Le Temps d’Une Pause?
Gdy miałam dwadzieścia trzy lata zrobiłam sobie objazdówkę po krajach Europy Wschodniej. Odwiedziłam między innymi Czechy, Rumunię, byłam też w Krakowie w Polsce. To tam zauważyłam, jak bardzo popularne są klubokawiarnie i sklepy typu concept store. Bardzo mi się to spodobało.
Drugim elementem układanki jest Lille, miasto, z którego pochodzę. To metropolia, a Miluza, gdzie mieszkam od ponad dwunastu lat, bardzo się od niej różni. W Lille też można było znaleźć miejsca pokroju klubokawiarni. W Miluzie jeszcze kilka lat temu nikt o nich nie słyszał.
I ostatni kawałek historii. Pięć lat temu zdecydowałam o porzuceniu zawodu pielęgniarki, który wykonywałam przez piętnaście lat. Szukałam więc pomysłu, czym powinnam się zająć. Z moim dobrym znajomym, który przechodził przez podobną życiową sytuację, pewnego dnia powiedzieliśmy sobie „Może założymy klubokawiarnię w takim razie?” W sumie to dość banalna historia.
Czym jest dla ciebie klubokawiarnia Le Temps d’Une Pause? Jakie miejsce zajmuje w twoim życiu?
Na samym początku po głowie chodziło mi założenie sklepiku poświęconemu dekoracji wnętrz. Uwielbiałam odnawiać meble, tworzyłam lampy i inne artystyczne rzeczy. Mimo, że z klubokawiarnią poszliśmy w innym kierunku, zawsze można było kupić tu rękodzieła od francuskich twórców i producentów. Aktualnie sprzedajemy między innymi artystyczną biżuterię, skórzane torby i świece zapachowe.
Kawiarnia przeszła przez wiele zmian od momentu, kiedy ją otworzyłam. Ewoluowaliśmy słuchając potrzeb naszych klientów. W Alzacji na przykład ludzie są szalenie przywiązani do tart z owocami, więc wdrożyliśmy je do naszego menu.
Przez długi czas regularnie organizowaliśmy też koncerty, warsztaty i wieczory artystyczne. Bardzo chciałabym do nich wrócić w najbliższym czasie, jeśli tylko znajdę odpowiednią osobę, która mogłaby się zająć organizacją takich wydarzeń.
Jeśli o mnie chodzi, mimo, że czułam się artystką, zostałam szefową kawiarni. Na samym początku sprzedawałam jeszcze przedmioty artystyczne, które tworzyłam, ale teraz nie mam już czasu, żeby się tym zajmować. A czym jest dla mnie klubokawiarnia? To moje dziecko.
Otworzyłaś Le Temps d’Une Pause we wrześniu 2014 roku, kiedy w Miluzie nie było ani jednego miejsca tego typu. Czy trudno było Wam przekonać do siebie mieszkańców? Kto najczęściej Was odwiedza?
Nasz nietypowy profil mimo wszystko szybko spodobał się mieszkańcom Miluzy. Na początku najchętniej przychodzili do nas ekspaci szukający klimatu wielkiego miasta oraz studenci i uczniowie.
Dzisiaj natomiast jednym z moich największych powodów do dumy jest fakt, że klubokawiarnia przyciąga ludzi z przeróżnych sfer społecznych. Przychodzą do nas kloszardzi, ludzie bez stałego meldunku, młodzież, starsi, młode mamy z wózkami. Uwielbiam tą różnorodność.
A jeśli chodzi o promocję, to nigdy się nie reklamowaliśmy poza stworzeniem profilu kawiarni na Fejsbuku. Wieść o nas rozniosła się z ust do ust. Efekt był natychmiastowy.
Przez piętnaście lat pracowałaś jako pielęgniarka. Czy pod koniec tego etapu przeczuwałaś, że twoja kreatywna i niezależna natura aż tak mocno się uaktywni? Miałaś jakieś artystyczne hobby na boku?
Zaczęłam pracować jako pielęgniarka, gdy miałam dwadzieścia jeden lat. Mieszkałam w wielkim mieście i moje życie było mega wypełnione głównie przez pracę na ostrym dyżurze i oddziale reanimacji. Od chwili kiedy w szkole średniej porzuciłam myśl studiach artystycznych, nie wracałam już to tego tematu. Mimo wszystko uwielbiałam kierunki ścisłe i byłam w nich dobra, więc moja aktualna życiowa droga bardzo mi się podobała.
Gdy w wieku dwudziestu ośmiu lat zatrzymałam się w tej gonitwie po raz pierwszy, było to za sprawą kompletnego burn-outu. Mimo wszystko nie stawiałam sobie zbyt wielu pytań. We Francji status pielęgniarki wiąże się z bardzo mocną przynależnością zawodową, to cała tożsamość. W końcu ratujesz ludziom życie! Naprawdę mnie to wewnętrznie określało.
Minęło kolejne siedem lat. Mimo, że pracowałam z fantastycznymi ludźmi, zaczęłam odczuwać przeraźliwą nudę. Powoli uświadomiłam sobie, że abstrahując od tego w jaki sposób identyfikuję się z zawodem pielęgniarki, być może doświadczam efektów źle wybranej drogi zawodowej. Czternaście lat zajęło mi, aby to zrozumieć…
Dopiero w tym momencie mojego życia zaczęłam zastanawiać się, co naprawdę lubię robić i kim właściwie jestem.
Powiedziałaś, że przez wiele lat definiowałaś się poprzez rolę pielęgniarki. Dzisiaj czujesz się szefową kawiarni czy może bardziej twórcą?
Ja jestem człowiek taran. Rzucam się w realizację projektu zanim nawet go dobrze przemyślę. (śmiech)
Jak bym się dzisiaj zdefiniowała? Chyba nie jako twórca, raczej innowator. To, co mnie nakręca w życiowych wyzwaniach to szukanie nowych rozwiązań. Co jest zarazem zaletą jak i wadą. Z jednej strony bardzo często wściekam się na siebie, że znowu narobiłam sobie kłopotów upierając się przy swoim. Z drugiej strony, po prostu nie potrafię inaczej. Nudzę się bez kreatywnych wyzwań.
Miluza bardzo się rozwinęła przez ostatnie lata. Sukces twojej klubokawiarni na pewno zainspirował wiele osób.
Miluza się zmieniła, to prawda. W dużej mierze to zasługa Frédérica Marquet, który z ramienia miasta zajmuje się rozwojem przemysłu. Jego pomoc w powstanie takich miejsc jak Le Temps d’Une Pause jest nieoceniona.
A wiedziałaś, że aktualnie około połowa sklepów w Miluzie jest w rękach małych i średnich przedsiębiorców? To bardzo rzadki przypadek dla miast tej wielkości.
Masz swoje ulubione turystyczne miejsca w Miluzie? Co byś zarekomendowała czytelnikom bloga Moja Alzacja, gdy przyjadą w te strony?
Jednym z moich ulubionych miejscówek na wyjścia ze znajomymi jest L’Entrepôt Café, znasz może? Jest genialne, będzie ci się podobało! Jest tu część kawiarniana, bar i restauracja, a z tyłu sala, gdzie w każdy czwartek, piątek i sobotę odbywają się spektakle. Uwielbiam atmosferę tego miejsca.
Za to gdy przyjeżdżają do mnie moje siostry, zazwyczaj po prostu idziemy się przejść po centrum. Czasami jedziemy też na spacer do dzielnicy Rebberg i wchodzimy na wieżę Belveder, skąd jest fantastyczny widok na całą Miluzę.
FRIANDISE ALERT, czyli coś specjalnego dla czytelników Mojej Alzacji
Każda osoba, która zamawiając kawę w Le Temps d’Une Pause poda hasło „salut les amis” otrzyma dodatkowe ciasteczko w gratisie. Oczywiście wspomnijcie też, że sprowadził Was blog Moja Alzacja.
Dzięki wielkie Delphine!
Wywiad możesz również przeczytać w wersji francuskojęzycznej.
*
Jedna odpowiedź