Wspomnienia z ciąży i porodu we Francji, opowieści emigrantek (część 2)

ciąża i poród we Francji

Mieszkasz we Francji i jesteś w ciąży lub się o to starasz? Joanna rodziła między dwoma falami zachorowań na COVID-19. Z jej historii dowiesz się, jak pandemia wpłynęła na okres ciąży i porodu. Marlena z kolei dzieli się swoimi wspomnieniami o francuskim personelu, na który trafiła na porodówce. 

To druga część ciążowo-porodowych opowieści Polek, które od kilku lat mieszkają we Francji. Pierwsze dwie historie znajdziesz TUTAJ. Dzięki temu, że dziewczyny tak chętnie opisały swoje doświadczenia, możesz z bliska zobaczyć francuskie realia. 

Niedawno na blogu opisałam też kilka podstawowych kwestii związanych ze stanem błogosławionym. Kto może prowadzić ciążę i jak częste są wizyty kontrolne. Jak wygląda sprawa z urlopem macierzyńskim i zwolnieniami z pracy jeszcze w czasie ciąży. Te i kilka innych spraw, o których warto wiedzieć. 

Na końcu artykułu znajdziesz też moje polecenie pewnego programu stworzonego dla kobiet w ciąży. Znalazłam go poszukując materiałów dla siebie, ale okazał się tak dobry, że postanowiłam mówić o nim szerzej. Wydaje mi się, że może być szczególnie pomocny emigrantkom, które nie zawsze mają tyle kobiecego wsparcia wokół, jak dziewczyny mieszkające w Polsce, „u siebie”. 

Tymczasem zacznijmy od historii opowiedzianych przez emigrantki.

Historia trzecia. Rodziłam między dwiema falami zachorowań na COVID–19. Jak pandemia wpłynęła na przebieg ciąży i poród?

Rodziłam córeczkę w lipcu 2020 roku, między dwiema falami zachorowań na COVID-19. To moje drugie dziecko, mój syn ma 7 lat. Czas trwania ciąży przypadł głównie na okres lockdownu i pandemii. No więc co było inaczej?

Normalnie we Francji na wizyty u lekarza prowadzącego ciążę i na te tak zwane trzy duże USG można przychodzić z tatą dziecka lub inną osoba towarzyszącą. Niestety, nam udało się być razem tylko na pierwszych dwóch wizytach i na pierwszym dużym USG. Na resztę wizyt musiałam chodzić sama, żadna osoba towarzysząca nie była wpuszczana ani do gabinetu ani do poczekalni. Wszystko było tak zorganizowane, że praktycznie z nikim w tej poczekalni się nawet nie mijałam. Zdarzyło się to już po lockdownie (po 11 maja), ale wtedy też nie można było przychodzić na wizytę w towarzystwie. Piszę o tym, bo widziałam pacjentkę, która miała problem z francuskim i trudno jej było się dogadać z lekarzem (zresztą, ona chyba nie znała żadnego języka obcego).

Miałam cukrzycę ciążową, więc comiesięczne wizyty u lekarza były konieczne, miałam też o  jedno więcej USG, żeby sprawdzić wagę dziecka.

W pierwszej ciąży chodziłam do szpitala na zajęcia w szkole rodzenia, tym razem były to spotkania indywidualne (z sage-femme libérale), i to dopiero po lockdownie, czyli po 11 maja. Moja „szkoła rodzenia” w czasach koronawirusa była bardziej skondensowana (zaczęłam niecałe 2 miesiące przed porodem), ale jednak ta indywidualna forma zajęć bardziej mi odpowiadała, bo mogłyśmy się skupić tylko na moich pytaniach i obawach. Ponieważ pierwszy raz urodziłam przez cesarskie cięcie, miałam wiele pytań o poród siłami natury.

To, czego mi brakowało w czasie ciąży – przez COVID – to możliwości chodzenia na basen. Podczas pierwszej ciąży chodziłam nawet dwa razy w tygodniu.

Co jeszcze było inaczej? Nie miałam możliwości „zwiedzenia” szpitala przed porodem, a obowiązkowa wizyta u anestezjologa odbyła się w formie videokonsultacji. Zresztą super to było zorganizowane 🙂 Wszystkie skierowania na badania i pobrania krwi dostałam na maila i również mailem mogłam je wysłać do laboratorium, a potem przyjść na umówioną godzinę na badanie (bez czekania).

Jeżeli chodzi o sam poród, to był on rodzinny. Oprócz mnie wszyscy (mój mąż, położna, lekarz) byli w maskach. Ponieważ nie było jasne, jak jest z tym wychodzeniem z oddziału w czasie porodu, wzięliśmy dla mojego męża zapas wody i coś do jedzenia.

Mąż mógł mnie zarówno odwiedzać bez ograniczeń, jak i zostać na noc. Swoją drogą warto dodać, że w szpitalu, gdzie rodziłam, dla taty dziecka jest wstawiane łóżko polowe do pokoju. Domownicy również mieli prawo do odwiedzin. W tym czasie była u nas moja mama, więc i ona, i mój syn, mogli przyjść zobaczyć siostrzyczkę (wnuczkę) i jej mamę. Dla syna było to bardzo ważne, bo trochę się obawiał tej rozłąki. Natomiast nie pozwolono na wizyty dalszym członkom rodziny. 

W czasie pobytu w szpitalu posiłki przynoszono do pokojów. Moja mama (która ma doświadczenie ze szpitalem w Polsce), była tą dystrybucją posiłków miło zaskoczona. A konkretnie:

  • normalnymi porami posiłków (w polskim szpitalu kolacja o 17.00),
  • ilością i smakiem posiłków,
  • tym, że są roznoszone w hermetycznych opakowaniach, a nie nalewane na korytarzu do talerza wprost z wielkiego gara, do którego każdy może – za przeproszeniem – napluć.

Mam koleżankę, która mniej więcej w tym samym czasie rodziła w Polsce. Miała jedną walizkę pełną jedzenia, którą zabrała do szpitala, żeby nie „umrzeć” z głodu 🙂 A u nas i ja, i mąż najadaliśmy się tym, co dostawałam.

W moim szpitalu do dyspozycji miałam też trzech psychologów, opiekunki społeczne, pielęgniarki laktacyjne i fizykoterapeutę (z usług tego ostatniego korzystałam po cesarce, postawił mnie do pionu sześć godzin po operacji :))

Szanuje się też wybór mamy odnośnie sposobu karmienia dziecka – nikt nie poda butelki dziecku, jeśli mama chce karmić piersią. Nikt niczego nie narzuca ani nie ocenia. Przed wyjściem ze szpitala położne pytają, czy potrzebna jest antykoncepcja.

Wydaje mi się, że w Polsce nie ma możliwości wypożyczenia laktatora. Tutaj, jeśli mamy receptę, możemy wypożyczyć go w aptece, a koszty pokrywa SECU (czyli państwowa służba zdrowia) przez 6 miesięcy w 100 procentach. 

Doceniam też, że po porodzie można bez problemu skorzystać z domowych wizyt położnej, jak również z sesji reedukacji mięśni krocza i dna miednicy. Przy okazji można zadać także pytania dotyczące opieki nad niemowlakiem. Podoba mi się też carnet de santé (czyli książeczka zdrowia dziecka). Myślę, że jest szczególnie przydatny osobom, które niedawno np. sprowadziły się do Francji i nie znają tutejszych zwyczajów dotyczących choćby szczepień.

Generalnie moje doświadczenia związane z prowadzeniem ciąży i opieką porodową są bardzo pozytywne. Przez cały ten czas czułam się zaopiekowana, również w szpitalu.

Joanna

ciąża i poród we Francji

 

Historia czwarta. Trafiłam na cudownych ludzi. Po porodzie ginekolog powiedział, że jest ze mnie dumny.

Jak wracam do tego pamięcią (moja Córcia Emma będzie miała niedługo 3 lata), to muszę przyznać, że mam miłe wspomnienia z porodu. Przede wszystkim dzięki superginekologowi, który prowadził moją ciążę, i dzięki położnej, która tego dnia miała dyżur. Położna wprawnie „dyrygowała” moim porodem, a ja słuchałam wszystkich jej wskazówek, dzięki czemu urodziłam Emmę szybciutko.

Początek ciąży nie należał do najprzyjemniejszych, bo w pierwszym trymestrze dwa razy znalazłam się w szpitalu z powodu odwodnienia (niekończące się wymioty). Czułam się zadbana podczas pobytu w szpitalu.

W trakcie ciąży uczęszczałam do szkoły rodzenia, co bardzo mi pomogło, uspokoiło i zapewniło komfort również pod kątem językowym (totalnie nie znałam słownictwa „okołoporodowego”).

Mój lekarz ginekolog z prywatnej kliniki dał mi poczucie bezpieczeństwa i pewności, że wszystko będzie dobrze. Sprawdzał wszystko, robił USG, dopytywał, czy chcę coś wiedzieć. Opieka, o której każda kobieta w ciąży marzy. Cudowny człowiek!

Moja Córcia urodziła się po terminie. Przed porodem chodziliśmy na kontrole i sprawdzaliśmy, czy wszystko dobrze z moim skarbem. Pamiętam jak dziś: środa wieczorem, ja tylko na kontrolę, a mój lekarz ginekolog ma wieczorny dyżur i decyduje się zostawić mnie już w szpitalu. Ze łzami w oczach mówię, że wrócę jutro rano, tak jak było planowane JZostałam. W czwartek, 8 marca, dostaję kroplówkę, żeby wywołać skurcze. Przychodzi kobieta i zaczyna mówić po polsku – zobaczyła na liście pacjentów polsko brzmiące nazwisko. Polska pani anestezjolog pracująca w tej klinice przyszła dodać otuchy i porozmawiać po polsku, mimo że to nie ona zrobiła znieczulenie. A propos znieczulenia podczas porodu – pierwsza próba anestezjologa nieudana, za drugim razem się powiodło. Od rana nic nie jadłam, czuję głód, ból i czekam, kiedy będę gotowa do porodu. Mój Francuz cały czas obok mnie (nawet śmiał jeść na sali, gdzie rodziłam – za przyzwoleniem personelu J).

Emmę urodziłam szybko, słuchając rad superpołożnej. Mój ginekolog po porodzie powiedział, że jest ze mnie dumny i zapytał, czy może mi dać buziaka. Wspaniałe podejście do kobiety po porodzie. Poczułam się cudownie J

Wraz z Córcią znalazłam się w sali jednoosobowej, a Mała miała łóżeczko obok mnie J Opieka medyczna na najwyższym poziomie, pomocna, z wiedzą i empatią, bez jakiegokolwiek osądzania czy umniejszania kobiety i jej poczucia wartości.

Pracownik socjalny z kliniki skontaktował się z położną, która mieszka niedaleko mnie, i umówił nas na domową wizytę po wyjściu z kliniki. Superwygodna sprawa!

Mimo że rodziłam w prywatnej klinice, niestety wyżywienie nie należało do najlepszych, i to jedyny minus, ale co to jest w porównaniu do innych zalet tej kliniki!

Podsumowując – ciąża i poród we Francji to czysta przyjemność i komfort psychiczny.

Marlena

ciąża i poród we Francji

Skurcze to fale, ból to ważna informacja

Mój pierwszy poród należał do kategorii tych trudniejszych. Wywoływany, długi, zakończony próżnociągiem (fr. une ventouse), to tylko niektóre z tych „atrakcji”. Jeszcze przed porodem szukałam douli, ale okazało się, że na tamten moment w Alzacji działały może ze dwie i to w okolicach Strasburga, czyli za daleko. Przechodzenie ciąży i porodu ze wsparciem douli pozostało w każdym razie moim marzeniem, gdy myślałam o drugiej ciąży.

Marzenia potrafią się spełniać (wiem to akurat bardzo dobrze!) i z tym było podobnie. Moją wirtualną doulą została Beata Meinguer, a jej kurs online Błękitny Poród bardzo dużo mnie nauczył, zmienił moje nastawienie w wielu kwestiach i utwierdził w pragnieniu naturalnego porodu. U Beaty nauczyłam się widzieć skurcze jak fale oceanu i bez lęku patrzeć na ból. 

Kurs kupiłam z myślą o sobie i o porodzie (który już za chwilkę). Jednak rozmawiając z dziewczynami na ciążowych grupach emigranckich zdałam sobie sprawę, że w zasadzie to narzędzie, które naprawdę odpowiada na wiele potrzeb kobiet mieszkających za granicę. Emigracja oznacza przecież także oddzielenie od bliskiej sieci wspierających kobiet (od rodziny, przez przyjaciółki na koleżankach w pracy kończąc), która przecież buduje się przez lata. Od jakiegoś czasu wspominałam więc to tu, to tam o Beacie, jej stronie i podcaście (świetne materiały!) oraz o samym kursie.

Teraz dorzucam coś wyjątkowego. Dzięki współpracy między Moją Alzacją a Błękitnym Porodem wszystkie kursy w sklepie Beaty możesz kupić z 10% zniżką. Kupon rabatowy do wpisania w trakcie zakupu to blekitnaalzacja.

Promocja obowiązuje na następujące kursy:

  • 30-dniowy kurs Błękitny Poród – kurs skierowany dla wszystkich kobiet, które czekają na poród i chcą się do niego w pełni przygotować
  • Błękitny VBAC – kurs online stworzony przez doule i położne, który kompleksowo i BEZPIECZNIE przygotuje Cię do porodu naturalnego po wcześniejszym CC
  • Błękitny Poród Last Minute – poród tuż tuż i nie zdążysz wziąć udziału w 30-dniowym kursie Błękitny Poród? To jest opcja dla Ciebie

PS. Zdjęcia w tekście: Anna Hecker, Alex Pasarelu oraz Felipe Bustillo z serwisu Unsplash.

Uśmiechnięta Iza
Cześć, jestem Iza! Pomogę Ci poczuć się tu jak w domu. Nieważne, czy przyjechałeś do Francji na wakacje czy na stałe.
W serialu słyszysz francuskie &^%$&,a lektor tłumaczy „ty ananasie!”. Pobierz Mały słownik wyrazów brzydkich, aby rozumieć więcej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobne na blogu

dziękuję

Został ostatni krok…

Sprawdź swoją skrzynkę mejlową i kliknij w potwierdzający link.

Moja Alzacja stosuje pliki cookies. Więcej przeczytasz w polityce prywatności, a w każdej chwili możesz dokonać zmiany ustawień cookies w swojej przeglądarce.

Wyślij mi wiadomość

A może chcesz poszukać czegoś na stronie?

Wyślij mi wiadomość

A może chcesz poszukać czegoś na stronie?

Zapisz się