Wygranie czegokolwiek nieczęsto mi się zdarza (tłumaczę sobie, że albo się ma szczęście w kartach, albo w miłości), natomiast książki to jedna z moich miłości i wiecznych pokus.
Wygrać książkę, to jak dodatkowy Dzień Dziecka i dokładnie tak się czułam, jak Wpadki i wypadki Joséphine F. Mazarine Pingeot trafiły w moje ręce jako nagroda w konkursie na jednym z blogów.
Mazarine Pingeot, autorka Wpadki i wypadki Joséphine F.
Zaciekawiła mnie sama autorka, Nie każdy jest córką prezydenta Francji latami ukrywaną przed światem. Fakt, nie można zazdrościć jej dzieciństwa. Kto by chciał, aby powiązanie z własnym ojcem wyszło na jaw po dwudziestu latach za sprawą zdjęć paparazzi. Z ukrycia przeszła w blask fleszy i stała się kolejną celebrytką artykułów w magazynach wysokich jak i niskich lotów. Aktualnie Mazarine Pingeot modelowo reprezentuje francuskie wartości spełniając się jako pisarka oraz wykładowczyni filozofii na uniwersytecie. Jej proza wzbudza różne emocje, a najwięcej dyskusji wywołały dwie powieści autobiograficzne, z czego jedną Mały dobry żołnierzyk można przeczytać po polsku. Wpadki i wypadki… – wydane pod oryginalnym tytułem Les invasions quotidiennes – również noszą mocne ślady historii osobistej.
Od razu muszę się przyznać, że nie przepadam za filmowcami, którzy w swoich produkcjach wałkują temat, jak być filmowcem. Tak samo sprawa się ma z pisarzami, którzy głównych bohaterów obsadzają w rolach pisarzy. Czemu najczęściej są to postaci sfrustrowane i zagubione? To autoanaliza czy kreacja? Dobrze, jeśli przynajmniej jest zabawnie. Mimo, że wiedziałam już, że książka podpada mi na wstępie z wyżej wymienionego powodu, miała być również francuską Bridget Jones, więc sięgnęłam po nią pełna nadziei.
Przeczytałam. Z trudem.
Po trzech pierwszych stronach wiedziałam już, że nie będzie łatwo. Potok kwiecistych metafor, aż za nadto oryginalnych porównań i mało mięsa. Nieciekawe postaci: szukająca sensu życia pisarka dziecięcej literatury, jej irytujący były, acz wciąż obecny, mąż oraz tajemniczy nowy wydawca (bohaterka potrzebuje połowy książki, aby zdecydować się, by do niego oddzwonić). Płaskie wątki, długie i nudne monologi o sensie pisania i życia. Wodolejstwo i grafomania. Świetna lektura na bezmyślne popołudnie (ale tylko jedno) po fatalnym tygodniu w pracy.
Czasami mówię sobie, że wybrałam niewłaściwą drogę: chciałabym produkować krzesła albo kołdry jak Guy Degrenne, coś konkretnego i pożytecznego, co być może położyłoby kres temu poszukiwaniu sensu, którego nigdy nie będę w stanie sprzedać mojemu doradcy (finansowemu) – ile kosztuje taki sens? Przygotowałam ich trochę, tych moich zajęć z filozofii, zapisków z bajkami, naprodukowałam rozpraw, które wyrzucałam; napisałam trochę tych noweli z maniakalnymi szympansami, płaczącymi drzewami, wypadkami na hulajnogach i śpiączkami z happy endem. Cały ten czas do kosza, nie licząc paczek papierosów na podtrzymanie koncentracji, godzin torturowania się we własnym łóżku, potem przed komputerem, szukania odpowiedniego cytatu, rozbijania filiżanek, bo Word się zawiesił (..) I nawet moje dzieci, które są moimi pierwszym i najbardziej entuzjastycznymi czytelnikami (szczególnie historii o autystycznym karle), są czasem zmuszone postawić mnie do pionu: do kosza.
Naprawdę chciałam dać Wpadkom i wypadkom… szansę. Podchodziłam do lektury kilkukrotnie (wykorzystując do tego porę lunchową), ale za każdym razem makaron z pesto stawał mi w gardle. Za bardzo się denerwuję przy słabej literaturze.
0 Odpowiedzi
Dobrze wiedzieć, bo chciałam tę książkę przeczytać z tych samych powodów, co Ty.
btw, dlaczego akurat makaron z pesto? 😉
Proza życia 😉
Szkoda, bo zapowiadało się ciekawie… Może jednak zmierzę się z nią sama i zobaczę, czy mam podobne refleksje.
Oczywiście, opinie można zbierać, wnioski najlepiej wyciągać samemu i z własnego doświadczenia 🙂
A zapowiadała się taka ciekawa książka! No ale może warto przeczytać z samej ciekawości 🙂
Pozdrawiam!
Kasia z rymowanemysli.blogspot.com
Kasia, a może akurat Ci się spodoba? Kto wie? 🙂
Ojej, a ja pokładałam wielkie nadzieje w tej książce! A napisałaś na blogu jeszcze jakieś inne recenzje książek? Dla porównania… 😉 Może Ty jesteś od literatury wysokich lotów 😉
Lubię dobre książki, a może po prostu nie lubię złych 😉 Podobało mi się na przykład „Moje życie we Francji” Julii Child, które nie jest literaturą wysoką, ale całkiem niezłą i to mi wystarcza 🙂 O Child pisałam na blogu tutaj http://mojaalzacja.pl/mus-czekoladowy-julii-child/ A tak na szybko to poleciłabym jeszcze Marcela Pagnola. Hm… właśnie, może o nim powinnam kiedyś napisać 🙂
Ouais… uważam, że powinnaś :))
OK! Zapisane! Szkoda tylko, że książki w PL zostały.. trochę za nimi tęsknię zresztą 😉
Dobrze wiedzieć, tytuł wydawał się interesujący 😉 szkoda tracić czas na nieciekawa lekturę 🙂
Najlepiej i tak jest sprawdzić i wyrobić sobie opinię samemu 🙂 Jeśli masz gdzieś książkę pod ręką, w wypożyczalni, albo od kogoś, to bierz śmiało.