W tym roku majówkę zrobiliśmy sobie wyjątkowo wcześnie. Wybraliśmy się do Paryża na ostatni tydzień kwietnia, wracając do domu ostatniego dnia miesiąca, czyli dokładnie wtedy, gdy do Paryża zjeżdża się ogromna fala turystów na długi majowy weekend. Ponieważ nasz urlop poświęcony był dużemu spotkaniu rodzinnemu, nie szykowałam się specjalnie na wielkie zwiedzanie. Niemniej, wydrukowałam zawczasu moją listę zabytków (dostępna na blogu TUTAJ) i kawiarni (do sprawdzenia TUTAJ), które interesowałyby mnie na wypadek wolnego popołudnia. Jak się potem okazało, całkiem słusznie. Ku mojej niezmiernej radości mieliśmy czas zobaczyć niejedno.
Paryskie muzea
Louvre odwiedzałam po raz drugi i po raz drugi przeciskałam się z tłumami przed portret Mony Lisy, obrazu znanej we Francji raczej jako La Joconde, do Nike z Samotraki oraz Wenus z Milo. To były nasze żelazne punkty programu. Największe wrażenie tym razem wywarła na mnie kapiąca przepychem Galeria Apollona (Galerie d’Apollon) i korona Ludwika XV. Aby obejrzeć wszystkie zasoby Louvru, zarówno z wystawy stałej jak i tymczasowej, potrzeba przynajmniej jednego dnia. Mnie bierze przesyt po trzeciej godzinie wśród dzieł sztuki, więc prawdopodobnie będziemy musieli wrócić jeszcze przynajmniej raz.
Ogromnie chciałam zobaczyć wystawę Velazqueza w Grand Palais. Umknęła mi niestety informacja, że we wtorki Grand Palais jest zamknięty.. o czym przekonałam się naocznie. Pozostało mi jedynie zrobić kilka fotografii samego budynku, który sam w sobie jest przepiękny.
Najwięcej czasu spędziliśmy w dawnej żydowskiej dzielnicy, Le Marais. Zaszliśmy między innymi do Muzeum Carnavalet, muzeum Historii Paryża mieszczącego się w szesnastowiecznym hotelu. Bezpłatna część wystawy obejmuje galerię dawnych szyldów sklepowych, z których niektóre pamiętają jeszcze XV wiek, malarstwo i wnętrza Paryża XVI, XVII i XVIII wieku. Muzeum organizuje również wystawy tymczasowe, na które trzeba kupić bilet, ale nawet te trzy bezpłatne kondygnacje zwiedzania są porządnym i ciekawym spacerem.
Spacery po Paryżu
Jednym z punktów programu był Pont Alexandre III.
Rue Mouffetard to jedna z najstarszych ulic Paryża, która powstała jeszcze za czasów rzymskich. W tej chwili zagłębie knajpek z jedzeniem z całego świata.
Do tej pory zawsze przechodziliśmy obok Notre-Dame. Zrobiliśmy sobie zdjęcie na jej tle listopadową porą, pamiętam też, że piliśmy grzane wino na ławce w parku pod jej murami. Tym razem postanowiliśmy opanować strach na widok kilometrowej kolejki i wejść do środka. I znowu – słusznie, jak się okazało. Kolejka przesuwa się bardzo szybko, gdyż wejście nie jest biletowane i trzeba przejść jedynie kontrolę torebki.
Naprawdę warto wejść do środka! Przepiękne wiekowe wnętrze, witraże, rzeźby i obrazy opowiadające biblijne historie. Posadzka, po której stąpała matka Joanny d’Arc oczekując na rewizję decyzji sądu kościelnego w sprawie jej córki spalonej na stosie. Mury, w których Napoleon Bonaparte koronował się na cesarza francuzów.
Notre-Dame oferuje też bezpłatne zwiedzanie z przewodnikiem w różnych godzinach. TUTAJ możecie sprawdzić dni i godziny, kiedy oferowane jest zwiedzanie w interesującym Was języku (link jest już nieaktywny).
Przeszliśmy się również ogrodami Les Invalides, kompleksu wojskowego, w którym mieści się między innymi muzeum armii (Musée de l’Armée), Kościół Inwalidów z przepiękną złotą kopułą, a w nim krypta z grobem Napoleona Bonaparte.
Jak wspomniałam, zwiedzaliśmy w szczególności jedną dzielnicę, Le Marais. Administracyjnie to w zasadzie wcale nie jest dzielnica, a w jej skład wchodzą tereny trzeciego i czwartego arrondissement. To jeden z najstarszych i najbardziej klimatycznych zakątków Paryża. Do końca nie jestem pewna, co mnie najbardziej urzekło. Rue des Rosiers, której klimat jest mieszanką zaułków jerozolimskiej starówki i paryskiego uroku, żydowskie sklepiki z siedmio i dziewięcioramiennymi menorami na wystawach czy malusieńka kawiarenka z dwoma stolikami na chodniku, a przy jednym z nich dyskutujące dwie panie w średnim wieku z książką do hebrajskiego przed sobą.
Tuż za rogiem atmosfera zmienia się nie do poznania i w miejsce wyspecjalizowanych sklepików otwiera się świat butików najdroższych marek. Parę kroków dalej znajduje się wspomniane już Musée Carnavalet ze skarbami dawnego Paryża. Znowu parę ulic obok, przy place des Vosges pod arkadami jest bardzo artystycznie za sprawą niezliczonych małych galerii. Pod tym samym adresem, place des Vosges 4, mieszkał niegdyś Victor Hugo, a jego mieszkanie jest otwarte dla turystów. Chciałam zwiedzić Maison de Victor Hugo, ale mieszkanie mistrza było akurat remontowane.
Z pozostałych ważniejszych punktów na mapie Le Marais wymienić trzeba również muzeum sztuki współczesnej, Centre Georges Pompidou i muzeum Pabla Picassa.
W trakcie majówki w Paryżu zjedliśmy też najlepszego paryskiego falafela, byliśmy na degustacji kawy oraz zajrzeliśmy do najsławniejszej księgarni. Tutaj o wszystkim przeczytasz.
2 Odpowiedzi
🙂