Terror, zamach na wolność. 7 stycznia 2015 przyniósł śmierć, strach i zamieszanie. Moja Alzacja płacze razem z tymi, którzy stracili bliskich i razem z Francją niespokojnie przygląda się dookoła.
Dwóch zamaskowanych islamistów wtargnęło do siedziby tygodnika Charlie Hebdo w centrum Paryża. Dostali się do sali, w której trwało spotkanie redakcyjne i celnie wystrzelili wiele kul. Allah Akbar. Między dwunastoma ofiarami znaleźli się Charb, redaktor naczelny, Cabu, Tignous i Wolinski. Rysownicy, satyrycy, ostre pióra naprzeciw kałasznikowów. Spłynęła krew.
Wojna przeciw wolności
To francuski 11 września 2001. Ci sami, co zburzyli wieże World Trade Center oraz beztroski spokój Amerykanów, uderzyli w LIBERTÉ, centralną wartość Francuzów. Wolność słowa to filar społeczeństwa, bliźniacza siostra równości i braterstwa (liberté, egalité, fraternité), skarb.
To co, że ostrze pióra śmieje się ze wszelkich możliwych świętości. Nie ma religii, frakcji politycznej, osoby publicznej, której zostałaby oszczędzona szydera turlająca się ze śmiechu na stronach Charlie Hebdo albo Le Canard enchaîné. Byli mili? Nie byli. Trochę zabawni. Dla wielu bardzo, a dla niektórych nic a nic.
(Ruben L. Oppenheimer)
Dobro nasze
Je suis Charlie. Tłumy na ulicach. Paryż, Marsylia, Strasbourg. Tysiące milczących twarzy, miliony świeczek w oknach. W rękach kartki z wyznaniem jedności. Jestem Charlie. Obama też jest, i Angela Merkel, i internauci z czterech stron świata. Wolność słowa dotyczy nas wszystkich. Albo z niej korzystamy, albo o nią walczymy. Zamach na podstawowy przywilej, dzięki któremu możemy odważnie otwierać usta, pisać, rysować i tworzyć, to dramat całego świata.
Pas en mon nom
Niebezpieczeństwo czyha za rogiem, tuż obok. Stygmatyzowanie, szukanie winnych, samosądy, radykalizacja. Nie chodzi tylko o wzrost nieufności i nienawiści wobec muzułmanów czy arabów w ogóle. Pas en mon nom. Wielu z nich otwarcie woła, że nie mają i nie chcą mieć z islamskimi radykałami nic do czynienia. Nie godzą się z aktami terroru, potępiają je z całego serca.
Radykalizacja nastrojów społecznych może pójść jeszcze dalej. Aktualnie statystyki mocno prawicowych partii i ugrupowań mają się wyjątkowo dobrze. Proste i klarowne analizy obciążające winą grupy napływowe i imigrantów za kryzysy i problemy poszczególnych krajów (tak Francji jak i Polski), przemawiają do narodowych wyobraźni.
Front Narodowy. Cytując Anię z bloga Marmolada Czekolada „A wszyscy się trochę boją. Boją się, że to początek, że będzie dalszy ciąg. Boją się, że to koniec, że dziennikarze zaczną się bać. Boją się, że Front Narodowy zacznie nakręcać spiralę nienawiści.”
Pozamykane granice? Choroba nieufności? Społeczne nagonki? To się stać może, ale przecież nie musi.
(źródło: Internet)
Wstrząśnięci, niezmieszani
To nas dotyka. Nas, chyba wszystkich. Na pewno tych, którzy w taki czy inny sposób związani są z Francją. Poza tym wrażliwych na cudze nieszczęścia, jaki i tych, którzy uważają wolność słowa za ważną sprawę.
Atak terrorystyczny, radykalny islam oraz do krwi agresywna odpowiedź na obrazę uczuć religijnych. Przenika je drażniący wątek wiary, religijnych przekonań, który zdaje się być znakiem wodnym bardzo wielu społecznych i politycznych wydarzeń. Do głowy cisną się trudne pytania. O prawdę i rację. O sprawiedliwość i konsekwencje. Czy temat wiary wystarczy wyrugować z przestrzeni publicznej (nomen omen, jak we Francji), aby przestał poruszać umysły, a może należy się do niego ustosunkować otwarcie?
Pozostanę tu przy słowach mojej przyjaciółki, redaktorki naczelnej portalu Niebo i ziemia.
Jeżeli musisz zabijać, by obronić swojego boga, to nie jest on wszechmogący, ale słaby i niezdolny do wymierzania sprawiedliwości. Ludzie, którzy twierdzą, że zabijając służą bogu, nie są jego wyznawcami, ale bałwochwalcami, bo samych siebie czynią bogami, sędziami i władcami życia i śmierci. Wierzę w Boga dla którego warto umrzeć, a nie zabijać. Modlę się o rodziny zabitych i wszystkich przyjaciół mieszkających we Francji.
(Banksy)
0 Odpowiedzi
Ten ostatni cytat trafia w samo sedno. Zastanawiające jest jednak, dlaczego większość ataków terrorystycznych z ostatnich lat bierze się „z jednej religii”. Dlaczego nie ma katolickich czy prawosławnych fanatyków mordujących ludzi w Arabii Saudyjskiej? Nie pytam złośliwie, tylko serio się nad tym zastanawiam.
Jakby wniknąć w problem zła, to okaże się, że każdy człowiek, niezależnie od wyznania, ma sporo na swoim koncie. Trzeba sprzeciwiać się złu i tyle, niezależnie skąd pochodzi.