Pewna poznanianka po raz pierwszy przybyła do Bretanii, gdy miała 17 lat. Wracała tam jeszcze kilkukrotnie, zanim przeprowadziła się na stałe. Jeśli interesujecie się Francją, to na pewno znacie Kasię i jej blog, na którym z niekończącą się fascynacją opisuje ten północny region Francji. Dzięki niej, gdziekolwiek byśmy nie byli, przenosimy się na chwilę do Bretanii czytając opisy malowniczych zakątków i krajobrazów. W dzisiejszej rozmowie Kasia opowie nam, jak wyglądały początki w jej francuskim miejscu na ziemi.
Serdecznie zapraszam Was na siódmy odcinek blogowego cyklu Francuskie Historie Polek. W sobotnich wywiadach z Polkami mieszkającymi w kraju nad Sekwaną wypytuję je o szczegóły ich emigracji, pierwsze zachwyty i pierwsze trudności. Opowiadają, jak radziły sobie z szukaniem pracy, integrowaniu się w nowym środowisku czy tęsknotą. Dzielą się również radami, które mogą zainteresować osoby, które marzą o wyjeździe do Francji na dłużej lub na stałe. Patrząc przez chwilę oczami naszych bohaterek zobaczycie Francję w zupełnie innym świetle, poznacie ją „od kuchni”, ujrzycie znacznie więcej niż to wypolerowane i wyidealizowane oblicze, które serwuje nam francuski marketing 😉 Zapraszam gorąco do lektury!
Rozmowa z Kasią mieszkającą w Bretanii
Od czego się zaczęła Twoja francuska historia?
Można powiedzieć, że od przypadku, choć ja wolę o tym myśleć jak o elementach układanki, które po czasie łączą się w jedną całość. Francuskiego zaczęłam uczyć się w liceum, bo w szkole, na której mi zależało, w klasach humanistycznych prowadzony był angielski i francuski. Na początku trochę żałowałam, nie mogąc kontynuować nauki niemieckiego, jednak francuski szybko mnie wciągnął i zapoczątkował moją szerzej zakrojoną fascynację językami romańskimi, która trwa do dziś. Wiele zawdzięczam wspaniałej nauczycielce z liceum, jak i szkolnej wymianie do… Bretanii. To były pierwsze puzzle, kolejnymi były studia na filologii romańskiej i regularne wyjazdy do Francji, które sobie organizowałam.
Kiedy – i oczywiście, dlaczego – postanowiłaś przyjechać tu na stałe?
Jako studentka co roku spędzałam całe wakacje we Francji, pracując lub działając jako wolontariuszka. Imałam się różnych zajęć: na początku opieki nad dziećmi i nad starszymi osobami, skręcając później coraz bardziej w stronę turystyki: pracowałam jako przewodnik przez kilka sezonów, głównie w Bretanii. Przy okazji zwiedzałam kraj (na co inaczej nie mogłabym sobie ze studenckiej kieszeni pozwolić) poznając coraz lepiej język i kulturę a także zawierając nowe znajomości. Jedna z poznanych osób okazała się na tyle wyjątkowa, że wywróciła moje dotychczasowe życie do góry nogami. Wszystko potoczyło się błyskawicznie: ślub po zaledwie roku bycia razem na odległość i oto wylądowałam w Bretanii. Cieszę się, że mój mąż jest Bretończykiem, bardzo przywiązanym do swojej małej ojczyzny – bo i ja od kiedy pierwszy raz postawiłam stopy w Bretanii (w wieku 17 lat), czułam się w tym regionie niezwykle dobrze, jak u siebie. Myślę, że to po prostu moje miejsce na Ziemi, stąd też decyzja o wyjeździe – w kontekście wspólnego życia – zapadła szybko, była naturalną koleją rzeczy.
Jakie są Twoje wspomnienia z pierwszego roku po zamieszkaniu we Francji? Co było najprzyjemniejsze, a jakie aspekty okazały się trudne?
Wspomnienia z tego okresu są słodko-gorzkie, z przewagą ciemnych stron. Mimo szczęścia w życiu osobistym, była to dla mnie trudna przeprawa, bardziej niż się spodziewałam. Bardzo dobrze znałam język oraz francuską kulturę i społeczeństwo – z tej strony nie było żadnych zaskoczeń. Jedyną kwestią, którą poznałam lepiej z bliska dopiero mieszkając we Francji, okazał się rynek pracy. Wiedziałam mniej więcej, jak on funkcjonuje, jednak w praktyce, napotykając na coraz to nowe bariery (często dla mnie niepojęte), czułam się coraz bardziej zniechęcona. Myślę, że dodatkowym źródłem problemów była też u mnie zbyt radykalna, całkowita zmiana trybu życia. Przyzwyczajona do mieszkania w mieście, do jego szybkiego trybu, zawsze z mnóstwem obowiązków i zajęć na głowie (dwie filologie naraz, dorywcza praca jako nauczyciel i tłumacz), otoczona rodziną i przyjaciółmi, nagle wylądowałam w małym miasteczku, w nieco odizolowanym miejscu, bez pracy, bez znajomych i przez większą część tygodnia również bez męża, który musiał nocować na bretońskich wyspach, gdzie pracował jako nauczyciel. Siedziałam sama całymi dniami w naszym wynajmowanym bretońskim kamiennym domu jak z bajki, jednak moja nowa codzienność nie miała w sobie nic z bajki. Czułam się jak w ślepej uliczce.
Z zawodu jesteś filolożką. Czy język francuski mógł jeszcze czymś zaskoczyć romanistkę?
Na pewno tak – mimo że jestem pewna swoich kompetencji w tej dziedzinie, nie chcę stać w miejscu myśląc, że wiem już wystarczająco dużo. Język to żywy twór, wciąż się zmienia i rozwija, a ja uwielbiam badać go z lupą w ręku. Zawsze jest coś nowego do odkrycia, a francuski ma tyle różnych twarzy… Dla mnie to niekończąca się, fascynująca zabawa, która wciąga.
Jak odnalazłaś się na francuskim rynku pracy? To łatwy teren dla emigranta?
Na podstawie własnych doświadczeń jak i wielu zasłyszanych historii uważam, że niestety stosunkowo trudny, jednak wszystko zależy też od konkretnego przypadku: wykształcenia, doświadczenia zawodowego, motywacji. Pierwszą pracę (sezonową, w turystyce) udało mi się znaleźć po ok. 9 długich miesiącach poszukiwań. Po zakończeniu tego kontraktu: szukanie na nowo, znowu cisza przez wiele miesięcy. Miałam kryzysowe momenty, gdy wydawało mi się, że spróbowałam już wszystkich rozwiązań i że nigdy nie znajdę wyjścia z tego labiryntu. Na szczęście poradziłam sobie: po ok.1,5 roku od przyjazdu zdecydowałam się na założenie własnej działalności we Francji. Uczę francuskiego przez Skype’a, jestem szczęśliwa, spełniam się w tym, co robię.
Co mogłabyś doradzić, jak zabrać się za szukanie pracy we Francji? Jak się do tego zabrać?
Rad mam całkiem sporo, spisałam je wszystkie ostatnio na blogu. Wszystkim poszukującym życzę wytrwałości, wiary w siebie i w to, że się uda. Dodałabym jeszcze coś, o czym chyba rzadko się mówi: przedłużające się szukanie pracy i frustracja z tym związana może być trudną próbą dla związku – warto po prostu być tego świadomym i nie liczyć na idyllę.
Skąd wziął się pomysł na Bretonissime? Miałaś już wcześniej doświadczenia w blogowaniu?
Pomysł pojawił się w mojej głowie dość szybko po wyjeździe. Szukałam ujścia dla mojej niesłabnącej fascynacji Bretanią. Jako że jednocześnie ubolewałam nad tym, że Bretania jest w Polsce mniej znana niż na to zasługuje, stwierdziłam, że blog umożliwi mi pokazanie tego pięknego regionu szerszemu gronu niż tylko rodzinie i znajomym. Zawsze lubiłam pisać, a dzięki blogowi pokochałam też fotografię. Nie miałam wcześniej doświadczenia w blogowaniu, nosiłam się z zamiarem pisania przez kilka miesięcy, aż pewnego dnia po prostu zaczęłam. Wiedziałam, że strona będzie wizualnie daleka od ideału, ale poczułam silny impuls do działania i nie chciałam dłużej zwlekać. Bardzo potrzebowałam zajęcia, żeby nie zwariować, a skoro nie mogłam go znaleźć, sama je sobie stworzyłam.
Czy pisanie bloga może pomóc w emigracji? Co blog dał Tobie?
Mnie pomogło bardzo. Pod wieloma względami: psychicznym (pomógł mi odzyskać poczucie sprawczości i odbudować podłamaną wiarę we własne możliwości), międzyludzkim (poznałam świetnych ludzi, w tym moje bliskie bretońskie koleżanki) oraz zawodowym (to dzięki niemu zaczęłam udzielać lekcji przez Skype’a). Nic nie stało się jednak samo – systematyczna praca nad dwujęzycznym blogiem to ogromny wkład czasu, pracy i zaangażowania. Jak najbardziej zachęcam do blogowania na emigracji, jeśli odczuwa się taką chęć i potrzebę, uważałabym tylko na to, żeby nie wpaść w pułapkę spędzania większości czasu online, bo to raczej nie pomoże odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
Czujesz się zakorzeniona w Bretanii? Łatwo poczuć się tu jak u siebie?
Czuję się tutaj po prostu dobrze. Nie jestem obiektywna, bo jak wspomniałam, ja to uczucie w Bretanii miałam od zawsze. Na pewno pomaga mi też fakt, że łatwo się adaptuję do nowych warunków. Nie rozmyślam nad tym, jak byłoby gdzieś indziej, nie skupiam się na tym, za czym tęsknię. Skupiam się na pozytywach.
Co w Bretanii lubisz najbardziej? Jakie są jej najlepsze strony?
Oprócz pięknych krajobrazów, które nieustannie mnie zachwycają, bardzo lubię samych Bretończyków. Uważam, że są serdeczni, gościnni, prostolinijni, pełni ciepła – dla mnie mentalność mieszkańców jest niezwykle ważna przy wyborze miejsca do życia. Cenię też bretońską bogatą kulturę, tożsamość i kuchnię.
Bretania ma jakieś minusy? Może jest coś, co Bretończycy starają się zamieść pod dywan? 😉
Zacznę może od zaskakującego wyznania: wbrew pozorom, nie przeszkadza mi bretoński klimat. Wcale nie pada tak często jak głoszą stereotypy, trochę gorsza dla mnie jest duża wilgotność powietrza, ale w ogólnym rozrachunku pogoda naprawdę mi tu odpowiada: nie ma ani wielkich upałów, ani srogich mrozów, a ja takich skrajności nie lubię. Za dużo większy problem uważam trudności w znalezieniu zatrudnienia (wielu Bretończyków opuszcza z tego powodu rodzinne strony) jak i fakt, że mieszkając na ‘krańcu świata’ trudniej jest podróżować. O tanich lotach można (prawie) zapomnieć – dojazd do Paryża czy Nantes realnie zwiększa koszty wyprawy, więc wypad wcale nie jest tak tani, na jaki wyglądał. Trudno, nie można mieć wszystkiego: może i podróżujemy mniej niż byśmy chcieli, ale za to odkąd tu mieszkam, piękne widoki i w pewnym sensie poczucie podróżowania mam na co dzień. Nie zamieniłabym tego na nic innego.
Czy do emigracji we Francji można się przygotować? Co poradziłabyś osobie, która się na nią zastanawia?
Na pewno trzeba uczyć się języka. Poza tym : jak najwięcej czytać o życiu we Francji, szukać informacji z pierwszej ręki. Radziłabym też po prostu próbować – najwyżej się nie uda, trudno, ale uniknie się żalu o to, że nie zrobiło się nic w kierunku spełniania marzeń. Miejmy też świadomość tego, że nie wszystko da się przed wyjazdem zaplanować – czasem spotkanie z rzeczywistością na miejscu weryfikuje nasze wyobrażenia. Warto być elastycznym, mieć otwartą głowę, nie trzymać się kurczowo tylko jednej wizji.
Na koniec, powiedz proszę, jakie trzy miejsca na zwiedzanie poleciłabyś szczególnie.
W Bretanii szczególnie polecam niesamowity Półwysep Crozon, którąś z wysp (na przykład Bréhat lub Ouessant) oraz klimatyczne miasteczka (jak np. Dinan, Locronan, Rochefort-en-Terre). We Francji: moje ukochane miasteczko Conques (gdzie pracowałam kiedyś jako przewodnik), mało znaną w Polsce i niedocenianą Owernię, która skrywa wiele skarbów oraz Alzację, która, mimo oczywistych różnic, ma wiele wspólnego z Bretanią.
Kasia, bardzo dziękuję Ci za rozmowę!
Bloga Bretonissime prowadzony przez Kasię znajdziecie pod TYM LINKIEM.
Jeśli chcecie poznać więcej historii Polek mieszkających we Francji, zapraszam do lektury pozostałych wywiadów z blogowej serii.
***
Mnie wydaje się niesamowite, że długoletni związek z Francją może zacząć się tak niewinnie, od wymiany szkolnej w trakcie liceum. Od czego zaczęło się zainteresowanie Francją w Waszym życiu, les amis?
Jeśli macie dodatkowe pytania do Kasi, piszcie śmiało w komentarzach. Możecie się bardzo wiele dowiedzieć na temat szczegółów dotyczących Bretanii, układania sobie życia na emigracji oraz o francuskiej codzienności.
12 Odpowiedzi
Travelling Milady, a w jakich regionach już byłaś i który podobał Ci się najbardziej?
Kolejny ciekawy wywiad, a z Kasią miałam już okazję się spotkać dwa razy w Paryżu. Przemiła osoba 🙂
Mademoiselle, bardzo się cieszę, że wywiad Ci się spodobał! Ja też się widziałam z Kasią, tyle że w Alzacji 😉 Może i Ty się kiedyś skusisz na odwiedziny w tych rejonach? 🙂
Ponad dwa lata temu byłam w Strasburgu, przejazdem na kilka godzin. Niestety w najblizszych miesiącach nie planuję tam jechać. Zapraszem jednak do Paryża.
Już mieliśmy spędzać Nowy Rok w Paryżu, ale jednak musieliśmy zmienić plany. Jeszcze pewnie będzie okazja 🙂
Brakuje mi takiej Bretanii, jaką pokazuje Kasia. Taką ją właśnie pamiętam z moich pobytów.
Ja się chętnie wybiorę do Bretanii przy pierwszej nadarzającej się okazji! Kasia tak ją rozreklamowała, że nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć te wszystkie miejsca!
Ciekawa rozmowa. Bloga Kasi podczytuje od dawna, bo tak opowiadać o Bretanii umie tylko ona 🙂
Dwa regiony Francji są dla mnie najbardziej pociągające – to właśnie Bretania za tę odrobinę dzikości i – nie wiem jak to wytłumaczyć ale tak ją odbieram – „swojskości” oraz Alzacja za tę samą „swojskość”, przy jednoczesnym uroku niezwykłego germańsko-romańskiego połączenia całokształtu. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś obydwa miejsca zobaczyć i posmakować osobiście. Pozdrawiam was dziewczyny ciepło z Wiednia
Ha, Bretania i Alzacja, mówisz? ^^ Za moment zaczynają się u nas bożonarodzeniowe jarmarki.. może Cię to skusi do wycieczki? 😉
Ja też jestem pod wrażeniem stylu Kasi. Opowiada przepięknie!
Bardzo bym chciała ale w tym roku niestety nie da rady.