Wśród winnic Bordeaux, rozmowa z Elą z bloga Wine-Lady w cyklu Francuskie Historie Polek

Ela Wine-Lady

Spotkacie się dziś z kobietą, która wie, czego chce i konsekwentnie do tego dąży. Życia jednak nie da się zaplanować w stu procentach i zupełnie niespodziewanie los poprowadził ją do Francji. O sobie Ela, bohaterka wywiadu, mówi tak:

Jestem miłośniczką wina, wegetarianką i podróżniczką. Od roku 2014 mieszkam w kilkusetletnim domu otoczonym winnicami w niesamowitym regionie Bordeaux. Uwielbiam czarne koty, czekoladę i wino. W wolnych chwilach piszę, fotografuję lub relaksuję się w ogrodzie. Moją pasją do wina dzielę się na blogu Wine-Lady.

Zapraszam Was gorąco na drugi wywiad w cyklu Francuskie historie Polek, serii wywiadów w których dowiecie się, co niesie ze sobą emigracja do Francji, jakie są jej jasne i ciemne strony oraz o czym należy wiedzieć, jeśli się taki krok planuje.

Czy to tematy jedynie dla tych, którzy rozważają lub konkretnie planują osiedlenie się na stałe w krainie wina i serów? Nie! Francuskie historie Polek to cykl dla wszystkich, którzy kochają ten kraj i się nim interesują.

Dzięki kobietom, które Francję (i Francuzów) znają od tej życiowej i praktycznej strony codziennego kontaktu, macie niepowtarzalną okazję zweryfikować Wasze wyobrażenia, oczekiwania a nawet uprzedzenia narosłe wokół kraju nad Sekwaną! Zapraszam gorąco do lektury!

Rozmowa z Elą mieszkającą w Bordeaux

Dlaczego Francja? Jak się stało, że osiadłaś tu na stałe?

Przypadek? Przeznaczenie? 😉 Francja sama w sobie mnie nie przyciągnęła – język „ę i ą” i żaby nieszczególnie mnie kręcą, ale interesuję się winami, więc wizyta we francuskich winnicach była ‘number one’ na mojej liście marzeń. Wybór padł na Bordeaux, które pokochałam od pierwszego wejrzenia; tutaj też poznałam mojego partnera. Po latach nadszedł czas na decyzję o przeprowadzce – tak w skrócie mogłabym opisać ‘dlaczego Francja’, chociaż równie dobrze mogłyby to być Włochy, Australia lub jakikolwiek inny winiarski zakątek świata 😉

Łatwo było Ci się zaaklimatyzować? Jak przebiegał ten pierwszy okres po przyjeździe?

Miałam (i wciąż mam) ogromne wsparcie mojego partnera, a także naszych znajomych, którzy byli przy mnie, gdy stawiałam pierwsze kroki w nowym kraju. Ale pomimo to odpowiem, że nie – nie jest łatwo. Wszystko jest inne, nowe – język, kultura, znajomi, tradycje, sposób bycia. Nawet książki i filmy są inne. Inne prawa i obowiązki, inne reguły, według których się żyje. Pierwszy rok to niekończące się zderzanie tego, co się miało dotąd (zachowania, wartości, reakcje, sposób myślenia etc.) z tym, co ma się teraz. Dodam jeszcze, że jestem bardzo otwartą osobą i nie mam problemów z komunikacją, szybko zawieram znajomości i jestem nastawiona pozytywnie do nowych osób, nowych sytuacji i lubię zmiany. Pomimo to z perspektywy czasu widzę, że był to bardzo trudny okres dla mnie, pełen wyrzeczeń, ciągłego pytania  siebie samej: ‘Jak się w tym wszystkim odnaleźć?’ i czasem łez tęsknoty za moimi bliskimi.

Co na początku we Francji podobało Ci się najbardziej, a co najmniej?

Najbardziej podobał mi się (oczywiście!) świat win, do którego weszłam. Mieszkam w samym sercu światowego winiarstwa, w otoczeniu winnic, każdy dzień przynosi mi niespodzianki – nowe znajomości z branży, nowe wina do degustacji, nowe informacje, które pogłębiają moją wiedzę z tej dziedziny. Dla mnie, jako kobiety, która wiąże swoje życie z branżą winiarską, jest to wymarzone miejsce do życia.

Podobała mi się też otwartość ludzi, których tu poznałam – to nie Paryż (haha) – tutaj widać wspólnotę między ludźmi. Często się spotykamy, spędzamy razem weekendy, a gdy ktoś wyjeżdża na wakacje, to wszyscy wokół dbamy o dom – podlewamy sobie wzajemnie ogródki, karmimy zwierzaki, sprawdzamy, czy wszystko jest na swoim miejscu i czy nie kręci się nikt podejrzany. To coś, czego w Polsce nigdy nie doświadczyłam i co bardzo sobie cenię.

Natomiast najmniej podobało mi się to ich całowanie… nie wiem, czy to typowe dla regionu, czy dla całej Francji, ale tutaj każdy z każdym się całuje… na początku czułam się nieswojo i czasem nawet byłam oburzona, że każdy facet zamiast podać mi rękę i się przestawić, od razu ślinił mi policzki :p ale taka kultura i tradycja, więc musiałam się do niej dostosować.*

A teraz? Lista się zmieniła?

Zacznę od całowania 😉 Przyzwyczaiłam się. Nie lubię tego jakoś specjalnie i nie odbieram tego tak personalnie jak wcześniej – dla nich to jest jak podanie ręki, trzeba do tego przywyknąć.

Nadal jestem zakochana w winnicach, bardziej niż przedtem, cenię sobie to, jaką ogromną wiedzę i doświadczenie zdobywam tu każdego dnia, co sprawia, że czuję się ekspertem w dziedzinie – ale wciąż się uczę, bo przygoda z winem to niekończąca się nauka! Pod względem otwartości ludzi też nic się nie zmieniło.

Jedyne, co mnie męczy, to brak atrakcji typowych dla miasta. Mieszkam wśród winnic (dosłownie) i choć jest cudownie, to jestem ‘miastowa dziewczyna’ – kocham kino, uwielbiam spacery po sklepach, ubóstwiam poranną kawę w innej kawiarni każdego dnia. Tutaj do pierwszego kina mam ok 35 minut drogi, ale wyświetlają tylko filmy z francuskim dubbingiem, więc nie chodzę w ogóle. Sklep jest jeden – supermarket z jedzeniem, w promieniu 30-40 kilometrów znajdzie się kilka małych sklepików z ciuchami, ale nie ma tam nic ciekawego dla mnie. Kawę pijam w ogrodzie, bo kawiarenka jest jedna (ok 10 minut drogi samochodem ode mnie) i znudziła mi się po kilku porankach 😉 Więc pod tym względem jest naprawdę kiepsko, ale da się przeżyć 😉

A! Jest jeszcze jedno: głupota. Tutaj prowadzenie samochodu po spożyciu alkoholu jest normą. Pomijam fakt, że we Francji dopiero 0,5 mg/ml alkoholu we krwi jest karalne (w Polsce limit wynosi 0,2) – ale i tak wiele osób przekracza ten limit i choć wypadki zdarzają się bardzo rzadko, to jednak mnie się w głowie nie mieści, jak można być tak nieodpowiedzialnym. Zresztą ja już ‘pozamiatałam’ w tym temacie – wprowadziłam nową regułę, która mówi, że jeśli ktoś przyjeżdża do mojego domu na imprezę, to albo pije tak, żeby dostać zielone światełko od alkomatu, albo idzie pieszo do domu. Zdarzało się na początku, że siłą zabierałam kluczyki i informowałam, że one i samochód będą do odbioru rano; odbyłam też ‘poważne rozmowy’ z każdym, kogo złapałam na takim zachowaniu. Brutalnie, ale poskutkowało – teraz przynajmniej wiem, że moi znajomi mają trochę więcej oleju w głowie niż zanim tu przyjechałam 😉

Ela Wine-Lady

Czego Francja Cię nauczyła?

Nauczyłam się rozumieć wino. Jak mieszkasz w Polsce, uczysz się z książek, robisz kursy, a winnice odwiedzasz od czasu do czasu na wakacjach, to myślisz, że umiesz wiele. Na polskie warunki może i jest się ‘ekspertem’, ale dopiero życie w kraju, gdzie wino jest codziennością, pozwala nauczyć się je naprawdę rozumieć.

Po przeprowadzce do Francji musiałam się bardzo otworzyć na, dosłownie, wszystko; zacząć patrzeć szerzej na życie, na ludzi; nie być tak zamkniętą. Żyjąc w Polsce (nawet w dobie internetu) człowiek nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo jest zamknięty na możliwości, jak bardzo przesiąka narzekactwem, hejterstwem, użalaniem się nad sobą (a bo wojna, a bo naród, a bo system, a bo źle etc.) – a prawda jest taka, że zamiast zrobić krok na przód i coś zmienić na lepsze, to ludzie siedzą i narzekają i to jest dla nich naturalne i..wygodne.

We Francji jest inaczej – obserwuję mniej gadania, a więcej robienia. O historii, tej bolesnej i trudnej, się pamięta, ale nie rozpamiętuje. We Francji nagle mogę osiągnąć więcej, jest to dla mnie możliwe nie dlatego, że ktoś mi daje to na tacy, tylko dlatego, że nikt mnie nie powstrzymuje ani nie zniechęca do działania; a to diametralnie zmienia postać rzeczy.

Czy łatwo jest odnaleźć się wśród Francuzów i poczuć się jak „swoja” a nie „przyjezdna”? Co może pomóc?

I znów powiem, że to zależy od miejsca zamieszkania – ja pod tym względem nie mam żadnych problemów, ale mogę nie być w typowej grupie docelowej 😉 Większość moich znajomych i sąsiadów to osoby przyjezdne, zainteresowane winem i mające odpowiedni majątek, który pozwala im na spełnienie marzeń o posiadaniu własnego château w Bordeaux. Wśród moich najbliższych są osoby z Anglii, Australii, Szkocji, Nowej Zelandii, Argentyny, czy Hiszpanii. Oczywiście jest też sporo rodowitych Francuzów, ale powiedziałabym, że w mojej okolicy to stosunek 50/50 – więc naturalnym jest, by traktować przyjezdnych jak swoich 😉

Co ze znalezieniem pracy? Udało Ci się znaleźć swoją niszę?

Na początku bardzo chciałam znaleźć stałe zatrudnienie. Czułam nacisk ze strony „polskich” znajomych i rodziny (no ale jak to, nie masz pracy?! A ubezpieczenie? To jak sobie radzisz? etc.) ale po pierwsze nie było łatwo, żeby nie powiedzieć, że znalezienie pracy w takim miejscu Francji jest trudne; po drugie uznałam, że zasługuję na urlop i pierwszy rok poświęciłam na odpoczynek, wgryzanie się we francuską codzienność, podróżowanie i pozbywanie się ograniczeń, które siłą rzeczy nabyłam mieszkając w Polsce. I cieszę się, że tak zrobiłam. Dodam, że mogłam sobie na to pozwolić – miałam gdzie mieszkać, miałam spore oszczędności, miałam też świadomość, że w razie problemów mam wsparcie mojego partnera. Teraz rozwijam własny biznes, mam czysty umysł i mnóstwo pomysłów, a dzięki życiu na miejscu nabyłam też pewności siebie i wiem, co chcę osiągnąć i jak do tego dążyć. Wiem też, że w Polsce nigdy by mi się to nie udało.

Bazując na Twoim doświadczeniu, może masz jakieś wskazówki dla osoby, która zaczyna szukać tu pracy?

Szczerze mówiąc, nie polecam przyjeżdżać i dopiero wtedy szukać pracy. Lepiej to zrobić wcześniej, upewnić się, że ma się gdzie mieszkać i zgromadzić spore oszczędności, które na początku na pewno się przydadzą. Nie każdy wie, ale by wynająć mieszkanie czy pokój we Francji, trzeba przedstawić dokument potwierdzający zatrudnienie i często musi to być stały kontrakt. Znam historie wielu Polaków, którzy przyjechali ‘na żywioł’, a kończyli ‘pod mostem’ – bo nawet mieszkania nie mogli wynająć, chociaż mieli ze sobą pieniądze.

Powiązanie między wynajmem mieszkania a stałym miejscem pracy, warto o tym wiedzieć! A wracając jeszcze do tego, czym się zajmujesz. Poznaliśmy Cię już odrobinę, więc tematyka Twojego bloga przestaje dziwić: piszesz o winach oczywiście. To działanie stricte zawodowe, czy masz również inne cele?

Piszę przede wszystkim o swojej pasji. To moje miejsce relaksu i to tu daję upust emocjom, pragnieniom i pisarskim potrzebom 😉 Wiem, że jako Wine Lady jestem coraz bardziej rozpoznawalna, jednak blog jest i pozostanie miejscem na moje winne pasje. Oczywiście biznes, który prowadzę wiąże się zarówno z winem, jak i z pisaniem, ale pomiędzy pracą a blogiem jest wyraźna granica i jej nie przekraczam. Otrzymuję wiele propozycji współpracy (pisanie płatnych recenzji na moim blogu czy publikowanie treści dostarczanych przez producentów), ale odmawiam. Nie chcę się sprzedawać: piszę o winach, które mi smakują, o miejscach, w których czuję się dobrze i o produktach związanych z winem, które mnie urzekły – i nikt mi za to nie płaci. Chcę, aby moi Czytelnicy mieli pewność, że nie zawiodę ich zaufania. Jest ono dla mnie zbyt cenne. W przyszłości planuję uruchomić e-kursy o winie, a motywacją do ich stworzenia są moi Czytelnicy, którzy o nie pytają.

Ela Wine-Lady

Czy zdarza Ci się tęsknić za Polską? Za czym najbardziej?

Będę niepoprawna politycznie, ale za to szczera: Nie, nie tęsknię za Polską. We Francji jest mi dobrze, jest mi o niebo lepiej! Uważam, że decyzja o przeprowadzce była najlepszą, jaką w życiu podjęłam. Oczywiście tęsknię za rodziną i najbliższymi przyjaciółmi, ale jestem z nimi w stałym kontakcie, więc nie jest źle.

Mogę za to podzielić się tym, czego mi tu we Francji brakuje, bo tego jest trochę! Jestem nałogowcem jeśli chodzi o kefir i kapustę kiszoną, a tutaj kefir to to samo co jogurt albo biały ser (?!?!), a kapuchę używają na wystawie sklepowej jako ozdobę pod kiełbasę… Przestałam w ogóle jeść ketchup, bo jest okropny, a lubię tylko jeden, polskiej marki. Kocham nasze biszkopciki, które tutaj próbowałam zastąpić czymkolwiek innym, ale się nie dało. Chleb jest też inny, ja lubię miękki i delikatny, a tutaj świeżą bagietką można komuś zrobić krzywdę 😉

Tęsknię też za sklepami, kawiarniami, bibliotekami, kinem i wszystkim, co ‘miastowe’, ale jak wcześniej wspomniałam nie jest to wina Francji, tylko miejsca, w którym mieszkam.

Jak sobie z tymi tęsknotami radzisz?

Hmm… jak odwiedzam rodzinę, to codziennie (tak, codziennie…) jem to, czego we Francji nie mam: jedna półka w lodówce pełna jest mojego ulubionego kefiru, moja niesamowita mama gotuje mi pyry z gzikiem i wegański bigos, a także kotleciki sojowe – do znudzenia. Spotykam się ze znajomymi, odwiedzam kawiarnie i restauracje, chodzę do kina, z siostrą wybieramy się na całodzienne zakupy i spacery po sklepach.

Lubię też po prostu pójść na spacer po mieście, szczególnie wieczorem, oddychać spalinami i podziwiać betonowe budynki; to też ma swój urok. A co do tęsknoty za przyjaciółmi i rodziną to hmm.. na co dzień korzystamy z cudów techniki – rozmawiamy na skypie, piszemy smsy i e-maile; dzięki temu fizyczny dystans nie jest tak bardzo odczuwalny.

Ela Wine-Lady

Może we Francji jest z kolei coś, czego nie ma w Polsce?

Ojojoj… pytanie krótkie, ale odpowiedź rzeka :p Ale postaram się zwięźle:

(1) prawdziwe makaroniki!! Te delikatne, rozpływające się w ustach ciasteczka z kremem, które mogłabym jeść tonami bez przerwy!

(2) tzw. Vide Greniers, czyli weekendowe markety – w małych miasteczkach ludzie wychodzą w określone miejsce i sprzedają to, co już im nie jest potrzebne; a możecie sobie wyobrazić, jakie skarby kryją w sobie stare domy! Mam już niezłą kolekcję starych luster i ręcznie zdobionych stolików. Moje zbiory książek i płyt również znacznie się powiększyły; mam cały regał antyków (naczynia, świeczniki, patery, tace – niektóre mają ponad 100 lat!), z których część zostawiam sobie, a część rozdaję znajomym. Dodam jeszcze, że wszystkie te cudowności można kupić za 50 centów lub 1-2 Euro, a niektóre z nich są warte nawet kilkaset euro!

(3) wina – dostęp do szerokiej gamy świetnych francuskich win, które są dostępne na lokalnym rynku;

(4) widoki – w Warszawie okno wychodziło mi na… osiedlowy śmietnik :p tutaj z każdej strony mam winnice; jest spokój, jest pięknie, jest zdrowo i bezpiecznie;

(5) produkty regionalne świetnej jakości i w dobrej cenie – sery, dżemy, musy owocowe czy warzywne etc., które są robione domowymi sposobami i sprzedawane na cotygodniowych ryneczkach;

(6) wspólnota ludzi, wspólne dbanie o siebie wzajemnie i wszystko, co jest wokół; nie, nie chodzi o dużą ilość znajomych, z którymi można wspólnie zjeść w weekend, tylko o odczuwalną ‘wspólnotę’, która jest czymś, czego w Polsce nigdy nie doświadczyłam, a tutaj mam na co dzień.

Patrząc wstecz, gdybyś miała możliwość wybrać jeszcze raz, zdecydowałabyś się znowu na Francję?

Jak wspomniałam, Francję dostałam ‘przy okazji’ wina, château z winnicami i mojego partnera; ale odpowiedź brzmi tak – zdecydowałabym się na Francję bez zastanawiania się 😉

Ela Wine-Lady

Wielu Polaków zastanawia się nad emigracją. Co powiedziałabyś osobie, która marzy o wyjechaniu na stałe do Francji. Jakie rady byś jej dała?

Przede wszystkim, aby nie jechała na żywioł, szczególnie do Francji. To nie to, co UK, że można znaleźć na szybko pokoik, czy pracę ‘na zmywaku’, posługując się jedynie komunikatywnym angielskim. Francja jest trudniejsza pod tym względem, więc najlepiej jest jechać ‘na gotowe’ – upewnić się, że ma się kogoś na miejscu, kto pomoże z zakwaterowaniem (do wszystkiego trzeba mieć adres zamieszkania i rachunek za prąd czy wodę – do kupna telefonu, do założenia konta w banku, do umowy o pracę, wynajęcia samochodu etc.), dogadać sobie wcześniej pracę i przede wszystkim znać język; we Francji bez języka francuskiego jest trudno, a zdobycie stałej pracy graniczy z cudem.

To był mój problem, gdy szukałam pracy tuż po przeprowadzce – przyjechałam tu, znając jedynie Bonjour i Merci 😉 Choć moje doświadczenie i kwalifikacje zawodowe są bardzo wysokie, to jednak bariera językowa była problemem. Szczęśliwie się składa, że w mojej branży wszyscy mówią po angielsku, wszyscy bliscy znajomi również, biznesy również prowadzę w tym języku, więc na co dzień posługuję się językiem angielskim, a francuskiego się wciąż uczę, chociaż bardziej dla przyjemności, niż z musu.

Na koniec, powiedz, jakie są Twoje trzy ulubione turystyczne zakątki we Francji, które poleciłabyś każdemu.

(1) Bordeaux!! Szczególnie okolice, w których mieszkam – Saint Emilion, Pomerol, Sainte Colombe, Castillon – niesamowite widoki wzgórz otulonych winnicami, wspaniałe châteaux i mnóstwo przepięknych winnych krajobrazów. Miasto samo w sobie też jest urocze.

(2) Kolejnym miejscem jest południe Francji, Midi – nie tylko winnice, ale i zabytkowe szlaki obejmujące zamki Katarów. Tu również mam kilka swoich ulubionych miejsc, do których często wracam: niebiańskie Maury, wspaniałe Limoux i twierdza Carcassconne. To urokliwe miejsca, w których życie toczy się innym torem niż w pozostałej części Francji a są one trochę odosobnione, jakby wyludnione, skrywające tajemnice. Bardzo mnie to kręci!

(3) Trzecim miejscem, które z chęcią polecam, jest otoczone murem Saint Malo, na północy Francji, skąd promem można przedostać się do Anglii.

Ela, bardzo Ci dziękuję za rozmowę!

Blogi Wine-Lady.pl oraz Wine-Lady.com już nie istnieją.

***

Czy zaskoczyło Was z czym wiąże się życie w małej francuskiej miejscowości ? Chcielibyście wiedzieć więcej o codzienności wśród winnic Bordeaux? Napiszcie w komentarzu!

Uśmiechnięta Iza
Cześć, jestem Iza! Pomogę Ci poczuć się tu jak w domu. Nieważne, czy przyjechałeś do Francji na wakacje czy na stałe.
W serialu słyszysz francuskie &^%$&,a lektor tłumaczy „ty ananasie!”. Pobierz Mały słownik wyrazów brzydkich, aby rozumieć więcej.

32 Odpowiedzi

  1. Uwielbiam czytać jak radzą sobie Polacy za granicą. Jest to dla mnie bardzo ważne i doświadczenia innych są dla mnie taką wytyczną. pomagają nie tylko mnie, ale te wielu innym rodakom zaaklimatyzować się na obczyźnie, na tyle, na ile to możliwe. Bardzo dziękuję za tak piękny wywiad. Pozdrawiam serdecznie 🙂

  2. Bardzo ciekawy i szczery wywiad. Najbardziej zapadły mi w pamięć słowa : „We
    Francji nagle mogę osiągnąć więcej, jest to dla mnie możliwe nie
    dlatego, że ktoś mi daje to na tacy, tylko dlatego, że nikt mnie nie
    powstrzymuje ani nie zniechęca do działania; a to diametralnie zmienia
    postać rzeczy.”
    Czasami bardzo mocno odczuwa się „piętno Polki” i trzeba mieć dużo odwagi, żeby się od niego uwolnić. Najważniejsze to robić swoje i na nikogo się nie oglądać. To nasze życie i mamy prawo przeżyć je tak, jak nam się podoba ! No 🙂

    1. Polki są chyba dość czułe na reakcję otoczenia. Ja też, tak jak Ela, odczułam we Francji dużą zachętę do działania. Po prostu działania, bez wielkiej oceny tego, w co się angażuję.

  3. Super inicjatywa z tymi postami, właśnie tego szukałam – wypowiedzi ludzi, którzy emigrację znają z własnych doświadczeń. Francja? Tym lepiej, bo być może niedługo czeka mnie to samo… 😉 Super, tak trzymać, będę stałą czytelniczką!

    1. @katarzynatuitam:disqus bardzo się cieszę, że Love for France Ci służy 🙂 Jeśli masz jakiś temat, który by Cię szczególnie interesował, aby go poruszyć, daj znać 🙂

  4. Bardzo fajny wywiad i ciekawa historia. W Bordeaux jeszcze nie byłam Winnice za to podziwiałam gdy jeszcze mieszkałam w Prowansji. Teraz wdycham spaliny w Paryżu 🙂

  5. Świetny pomysł z tym cyklem, i kolejny świetny wywiad! Życie Eli brzmi dla mnie jak bajka, też uwielbiam wina, choć degustuję je wyłącznie w wymiarze amatorskim 😉 Mam szczęście, bo mieszkając w RPA mogę regularnie delektować się tutejszymi winami, które są fantastyczne! Do Bordeaux wybieram się w przyszłym roku, może nawet na kilka tygodni, i już się cieszę na samą myśl o odwiedzeniu nie tylko winnic, ale także innych polecanych przez Elę miejsc w okolicy 🙂

    1. Marianna, bardzo się cieszę, że podoba Ci się cykl oraz wywiad 🙂 Mam nadzieję, że materiały będą dobrą inspiracją do odwiedzin i zwiedzania Francji 🙂 Serdeczne pozdrowienia!

    2. Marianna – dziękuję :)) tak, trochę jest jak bajka, ale w tej bajce mój królewicz idzie do pracy, a ja sama muszę wypielić w ogródku albo skosić trawę :p za to radość jest większa z efektów :))) w Bordeaux jest wiele niesamowitych miejsc do odwiedzenia, jestem pewna, że będzie to dla Ciebie niezapomniana przygoda 🙂 Jak będziesz miała jakieś pytania, albo chciałabyś, abym Tobie poleciła kilka miejsc, które są 'must-visit’, to daj znać 🙂 Ja planuję za to w przyszłym roku pojechać do RPA, jeszcze nie wiemy, czy nam się uda wyjazd bo się dużo dzieje wokół, ale jak nie ten rok to kolejny 🙂 pozdrawiam cieplutko! 🙂

      1. Ooo, na pewno się odezwę! I wybiorę się do Maury, brzmi cudownie 🙂 A gdybyś potrzebowała jakichś rad przed wyjazdem do RPA, to również służę pomocą 🙂

  6. Piękny wywiad Eli, bardzo pozytywny i „pełny” jeśli chodzi o Francję. Ze wszystkim w nim zgadzam się w 100%. Zazdroszczę Eli tego château i winnic, bo wiem jak piękna jest to okolica (choć sama mieszkam w regionie winnicowym Pays de la Loire – ale to nie to samo). Moze niedługo do niej wpadnę tam do Bordeaux! 😉

    1. Ulka, zaproszenie nadal aktualne! :)) Będziesz mogła odpocząć wśród winnic nawet bez wychodzenia z domu – widać je z każdego okna :p Z drugiej zaś strony o to chodzi – aby wyjść na spacer i spędzić kilka chwil wdychając zapach winnic :)) Teraz robi się chłodniej, więc niebawem zaczniemy też palić w kominku.. a to kolejna kusząca propozycja – usiąść przed 'ogniem’ z naszym vin rouge (albo blanc :p) i gadać godzinami, od czasu do czasu dorzucając drewna i pilnując, żeby kot znów nie pakował się do kominka (bo tam jej zawsze ciepło tylko nie zawsze pamięta, że jej futerko nie toleruje ognia :p) uściski ogromne! I cieszę się, że wywiad się podobał ;))

        1. Wiesz Ula, zimą wielokrotnie czytałam książkę przed kominkiem owinięta kocem i nagle czułam swąd palonych włosów – a tam Spag stoi 5 cm od ognia i jej się ogon pali… ten kot jest niesamowity choć czasem udowadnia, że ma malutki rozumek, przynajmniej w kwestiach ognia :p Za to rano zawsze znajdujemy ją śpiącą… w popiołach w środku w kominku… nie ważne, jak próbujemy ograniczyć jej dostęp, zawsze znajdzie drogę, by wejść do środka :p więc w chłodniejszych dniach nasz czarny kot jest szaro-biały, ale za to cieplutki :p wspaniałego dnia! 🙂

        1. Wiesz Iza, powiem szczerze, że ten wywiad z Tobą i komentarze, które czytam przypomniały mi, że naprawdę moje życie zmieniło się o 360 stopni i jest teraz takie, o jakim nawet nei marzyłam. Ale przyznaję, że na co dzień, gdy trzeba się mierzyć z problemami czy zwykłymi codziennymi obowiązkami (tak, w bajce też takie są, przynajmniej w mojej bajce :p) człowiek zapomina, że jeszcze 3 lata temu takie życie było tylko pięknym snem 🙂 więc dziękuję i Tobie i wszystkim za ciepłe słowa – bo patrzę teraz przez okno z mojego biura, widzę kolorowe winnice (bo liście już zmieniają kolory na żółto-czerwone) i czuję tę samą ekscytację, którą czułam na samą myśl, że 'o rety! jadę do Bdx!” :)))) niech ten dzień (i każdy inny) będzie niesamowity! :)))

          1. Ela, super! Odnajdywanie dawnych, przykurzonych codziennością, fascynacji to bardzo dobra sprawa 🙂 Wśród tych większych i mniejszych trudności (oj, znam, znam) czasem traci się z oczu te najfajniejsze emocje 🙂 Pozdrawiam Cię ciepło!

  7. Osobiscie zamienilabym kazda jedna kawiarenke w Hamburgu na kawke w ogrodzie posrod winnic i wszystkie inne sklepy tez! Pozazdroscic tylko takiej zniany zyciowej.

    1. Ojojoj… a ja zamieniłabym tygodniowo dwie kawy w ogrodzie na dwie kawy w kawiarence + zakupy – gdziekolwiek! :p Żeby większy balans w życiu był 😉
      Dziękuję za miłe słowa – zmiana była ogromna, trochę bolesna na początku, ale teraz wszystko jest już super – i jeszcze głębiej wierzę, że warto iść w kierunku spełnienia swoich marzeń, tylko trzeba w nie głęboko wierzyć 🙂 Pozdrawiam, wspaniałej neidzieli życzę 🙂

  8. Całowanie-zgadzam się w stu procentach! Też mi było ciężko przyzwyczaić się do tego zwyczaju, nadal zresztą zanim nie przepadam 😉

    1. Ostatnio zaczęłam praktykować 'machanie łapką” na przywitanie, jak dołączam do grupy znajomych – działa :))) Pozdrawiam!

        1. jak jest grupa osób, to mówię głośno DZIEŃ DOBRY, uśmiecham się szeroko i macham łapką dosłownie – zbiorowo do wszystkich :p Chyba, że to bliscy znajomi, to wtedy jest buziak :))) Oczywiście na biznesowych spotkaniach podaję rękę, a nie wymachuję nią na wszystkie strony 😛 Zauważyłam, że nikt nie ma nic przeciwko, a też czasem jak jest nas wielu to kilka osób już tak 'machało łapkami’, więc uznałam, że nie ma w tym nic złego ani obraźliwego i sama zaczęłam stosować :))) Oczywiście zawsze znajdą się osoby (głównie mężczyźni), którzy przedzierają się z drugiego końca sali tylko po to, by zaślinić policzki (ble! :p) ale zawsze i wszędzie znajdą się wyjątki ;)))

          1. Ja też czasem macham do wszystkich, szczególnie jeśli jest dużo ludzi, ale często mam jednak wrażenie, że ten sposób przywitania w moich stronach spotyka się jednak z dużym niezrozumieniem. Cóż, korzystam z przywilejów emigrantki – mam prawo być inna 😉 – ale coraz częściej przełamuję się do witania się ze wszystkimi. Przynajmniej wtedy, kiedy widzę, że wszyscy tak robią 🙂 (nie jest letko 😉 )

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobne na blogu

dziękuję

Został ostatni krok…

Sprawdź swoją skrzynkę mejlową i kliknij w potwierdzający link.

Moja Alzacja stosuje pliki cookies. Więcej przeczytasz w polityce prywatności, a w każdej chwili możesz dokonać zmiany ustawień cookies w swojej przeglądarce.

Wyślij mi wiadomość

A może chcesz poszukać czegoś na stronie?

Wyślij mi wiadomość

A może chcesz poszukać czegoś na stronie?

Zapisz się