Małe i duże tęsknoty polskich emigrantek

Pytanie nie jest takie łatwe, jak mogłoby się wydawać. Łatwiej pewnie byłoby napisać, za czym się nie tęskni. Powiedziałabym wtedy, że za polską mentalnością i narzekaniem.
Magda, Macedonia

Polskich emigrantek jest coraz więcej. Mówią o tym twarde dane statystyczne, ale gdy patrzę na światek moich polskich znajomych, to spisuję tylko nowe zagraniczne adresy kilku najbliższych koleżanek. Nic dziwnego, że tytułowy temat pojawia się regularnie. O emigranckich tęsknotach rozmawiamy między sobą: „Zjadłabym maminego racucha!”, a przyjeżdżając do Polski w odwiedziny, słyszymy od innych słyszymy: „A nie brak ci (tego czy tamtego)?”, „Nie tęsknisz (za tym albo owym)?” Postanowiłam więc zrobić małą ankietę. Popytałam na lewo i prawo, o czym polskie emigrantki marzą i za czym tęsknią. Posłuchajcie, o czym mówią.

Kim są emigrantki?

Nasze historie są bardzo różne. Kraje, okoliczności, długość pobytu, wiele zmiennych. Niektóre dziewczyny nadal są za granicą, inne już wróciły. Dla większości pobyt trwał kilka lat lub trwa nadal ale są też historie regularnych kilkumiesięcznych pobytów w tym samym kraju. Do tego wyjazdy na Erasmusa, trudno odmówić im głosu. Destynacja wybrana jest sercem lub koniecznością. Bywa że z przypadku. Integrujemy się z lokalną kulturą, albo ciągle nas drażni.

Mamy też bardzo dużo wspólnego. Bazę systemowych doświadczeń, kulturowe odniesienia, upodobania smakowe. Do tego mentalność, wrażliwość, wartości, uprzedzenia i stereotypy. Oczywiście, nie będę tu na siłę próbowała wcisnąć nas w tą samą formę czy udawać, że jesteśmy wszystkie z tej samej gliny. W szczegółowym opisie przeważa zdecydowanie indywidualność i zróżnicowanie. Nie da się jednak zaprzeczyć, że ojczyźniana rzeczywistość dała nam niemało cech wspólnych.

Ciocie z Ameryki, czasami słyszą „nie musisz tu żyć, nic nie wiesz o życiu w Polsce”. Stoją trochę w rozkroku. Odwiedzając rodzinę, zauważają, że denerwuje je to, co różni się od rzeczywistości ich nowego kraju. Zdążyły się już do niej przyzwyczaić. Jednocześnie trudno im się wsiada do samolotu w drogę powrotną. Zawsze mają wrażenie, że były u rodziców ‘za krótko’. Znowu nie miały wystarczająco czasu na kawki ze wszystkimi, z którymi chciały się spotkać. Krytyczne, jak na Polki przystało, ale w dużej większości z charakterystyczną miękkością oceniają Polskę z perspektywy nowych doświadczeń. Potrafią z marszu wymienić mnóstwo ojczyźnianych zalet (niech was nie zmyli pospolitość świeżych warzyw z bazarku). Nie lubią narzekania, bo na ogół musiały się go oduczyć. W wielu krajach ten proceder nie jest ani znany ani poważany. Te, co myślą o dzieciach, z niepokojem zastanawiają się czy będą miały wystarczająco środków i konsekwencji, aby nauczyć je polskiego, a te, co dzieci mają, czy kiedykolwiek będzie ono mówić jak stuprocentowy Polak.


Chleba i wędlin!

„Powiedz, czego Ci z Polski brak?” Zastanawiało mnie, czy będziemy wymieniać te same rzeczy. Byłam pewna jednego, będzie dużo o jedzeniu! Polki, jak wiadomo, lubią dobrze zjeść (a kiedy Polak głodny to zły). Już wiem, co nas łączy – miłość do rosołu oraz pogoń za twarogiem! Ten ostatni był również jednym z pierwszych tematów i mojego bloga, a popularność tekstów Twaróg oraz Gdzie jest twaróg? przerosła wtedy moje oczekiwania. Na wysokim miejscu w rankingu plasuje się również mityczny polski chleb.

Po tej samej linii wymieniamy polskie produkty, których nie ma w lokalnym sklepie. Nieprawdą jest bowiem, że czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Czasem wręcz odwrotnie i kiszone śnią się Polkom po nocach (wcale nie musi oznaczać to stanu błogosławionego).

Jedzenie, pomimo że polskiego pochodzenia, smakuje inaczej. Nie masz tak?
Alicja, UK

Świeże warzywa i owoce ze straganu oraz świeży chleb z piekarni. W supermarkecie to nie ta sama jakość, a niestety u nas większość małych sklepików podupadła, bo supermarkety totalnie dominują. Tego mi brak.
Marta, UK

Poza tym jesteśmy rodzinne. Wszystkie jak jeden mąż tęsknimy za bliskimi. Patriotki (co najmniej lokalne), kochamy Warszawę!

Na pewno tęskniłam za bliskimi mi ludźmi, których zostawiłam w kraju. A FB czy inne miejsca do kontaktu to nie to co na żywo. Nawet, jeśli przez rok nieobecności ze 4-5 razy byłam w Polsce.
Agnieszka, z powrotem w Polsce, wcześniej UK

Polka z Brazylii donosi ze brakuje jej: rodziny, patrzenia jak bratanica dorasta, rozmów z mamą, jej obiadów, spotkań rodzinnych i naszych żartów, przyjaciół, wspólnych spacerów i chodzenia na kawę. Oprócz tego kawy z polskich kawiarni, polskich owoców sezonowych: śliwek, malin, czereśni, białego sera, pór roku, polskiej przyrody, Świąt Bożego Narodzenia ze śniegiem, Warszawy…
Karolina, Brazylia

O Polsce tyle dobrego

Cudze chwalicie, swego nie znacie. W Brukseli począwszy od banku, było prozaicznie. Źle skserowany przez pracownika banku dowód tożsamości doprowadził do kilkudniowej blokady konta osobistego, na które wcześniej wpłaciłam… pieniądze na kaucję za mieszkanie (opcja wpłat nie została zablokowana). Właściwej jakości ksero w czasach elektronicznych środków przekazu musiało zostać przesłane… tradycyjną pocztą. Dobrze przynajmniej, że nie przy użyciu gołębia pocztowego.
Joanna, z powrotem w Polsce, wcześniej Bruksela

Tęsknię za wyższym standardem opieki medycznej czy innych usług, większym wyborem towarów i usług. Za miastem przystosowanym dla dzieci, czystymi i wyposażonymi placami zabaw oraz wyborem przedszkoli. Za myślą ekologiczną oraz czystością – tutaj niestety ludzie nie dbają, wszędzie wyrzucają śmieci, zmieniają olej gdziekolwiek się da. Do tego brudne rzeki, strumyki, a ze sklepu wychodzisz z mnóstwem jednorazowych i bezpłatnych reklamówek. Polska jest w UE a Macedonia nie, pewnie to jest główną przyczyną tego, jak się sprawy mają.
Magda, Macedonia

Sama miałam ochotę wspomnieć o kolejnej kwestii. Ostatnio często wiszę na telefonie z różnymi urzędami w Polsce. Podatki, zaświadczenia, różne sprawy. Coraz częściej trafiam na bardzo miłe i szalenie pomocne panie, które w niczym nie przypominają przysłowiowej pani Halinki. Może atmosfera polskiej biurokracji się zmienia, a może mam po prostu trochę szczęścia. Rzucę tymczasem cytatem brukselskiej korespondentki (wróciła już do Polski):

Ilekroć teraz irytuje mnie powolność, mała skuteczność, żmudne formalności jakiejś procedury w Polsce, przypominam sobie sytuacje z Belgii… i, o ironio!, uśmiecham się do siebie. Będąc tam, baaaaaaaardzo, bardzo za polskimi urzędami tęskniłam 🙂
Joanna, z powrotem w Polsce, wcześniej Bruksela


Happy people

Niech Was temat tęsknot nie zmyli. Nie znam żadnej dziewczyny, która wyjechawszy do innego kraju regularnie zalewa się łzami, ogląda jedynie Polonię TV, a nowych znajomości szuka w polskiej diasporze. Nic z tych rzeczy. Na emigracji jest nam (na ogół) bardzo dobrze.

Niemcy są bardzo miłym narodem, nie spodziewałam się tego.
Ewa, Niemcy

(Tęsknię) za Warszawą i Helsinkami.
Ewelina, Estonia

O czym marzę? Na pewno nie o powrocie do Polski, ani do dużego miasta. Najbardziej brakuje mi tylko spotykania się na kawę z koleżankami, za takimi babskimi pogaduchami. Nie tęsknie aż tak bardzo za mamą, bo codziennie rozmawiamy na skypie i ona nas często odwiedza. Nie tęsknie za polskim jedzeniem, bo nigdy nie byłam wielkim fanem polskiego jedzenia.
Marta, UK

Natężenie szoku kulturowego oraz przyjemność czerpana z życia za granicą uwarunkowana jest w dużym stopniu znajomością języka obcego. Ciekawa jest również teoria faz emigracji fińskiego antropologa Kalervo Oberga. Jego klasyfikacja zachowania emigrantów (integracja, separacja, marginalizacja oraz asymilacja) też dużo wyjaśnia. Warto o nich wiedzieć, bo społeczeństwa wielokulturowe to nie sprawa przyszłości, ale nawet dla dość homogenicznej Polski jest rozwijającą się teraźniejszością. Jeśli chcecie wiedzieć więcej, przeczytajcie więc blogowy artykuł pt. „Emigracja na wykresie, czyli jak przetrwać szok kulturowy”.


Potrzeba matką wynalazku

Tęsknoty emigrantek to takie codzienne małe braki, które się jakoś łata, zastępuje substytutami (bardzo często z dużym sukcesem, to nie jest wcale lament). Domowy wypiek chleba poprzedzony szmuglowaniem prawdziwego zaczynu? Przekonywanie się do aplikacji i komunikatorów (skype, viber, what’s up), których kiedyś nie zaszczyciło się nawet jednym spojrzeniem? Do tego wsparcie psychiczne innych towarzyszek na tej samej drodze – na FB choćby jest kilka grup zrzeszających emigrantki. Dodajmy jeszcze duży wybór połączeń lotniczych, polskie działy z żywnością w brytyjskich i belgijskich sklepach. Dramatu nie ma. Emigracja nigdy nie była łatwiejsza i przyjemniejsza niż właśnie teraz.

A jakie jest WASZE zdanie? Za czym najbardziej tęsknicie?

Uśmiechnięta Iza
Cześć, jestem Iza! Pomogę Ci poczuć się tu jak w domu. Nieważne, czy przyjechałeś do Francji na wakacje czy na stałe.
W serialu słyszysz francuskie &^%$&,a lektor tłumaczy „ty ananasie!”. Pobierz Mały słownik wyrazów brzydkich, aby rozumieć więcej.

0 Odpowiedzi

  1. Za ludzmi tesknie, warzywniakiem też. Rozmową z obcym w tramwaju, gorącym latem i za tym, że po prostu jest się u siebie.

      1. Kiedy przyjechalam do UK tesknilam niemal bez przerwy. Nie jestem typowym ’emigrantem’ – nie planowalam wyjazdu z Polski, dobrze sie czulam w swoim kraju, swoim miescie. Teraz jestem juz w Anglii 5 lat i tesknota przychodzi sezonowo: 2, 3 dni poszlocham w rekaw, a potem wracam do normy 😉 Jednak nawet jesli polubilam Wyspy i nauczylam sie tu zyc na nowo, to nigdy, ale to nigdy nie czuje sie tu 'u siebie’ i 'wsrod swoich’. Pozdrawiam .

        1. Chyba nawet Ci emigranci z przekonania czasem szlochają w rękaw. Nie ma lekko, ale najważniejsze, że tęsknoty nie zabierają mimo wszystko całego uroku mieszkania za granicą! Pozdrawiam bardzo ciepło!

  2. Mi w Szwajcarii najbardziej brakuje moich znajomych i przyjaciół, fajnych, przytulnych, nienapuszonych knajpek, polskich cen i galerii handlowych (wiem, brzmi strasznie, ale teraz już wiem, jak to może boleć, gdy w celu zakupu głupich butów trzeba biegać po całym mieście). Czasami też nachodzi mnie straszna ochota na polskie żarcie – szczególnie zimą, gdy się marzy zimnymi wieczorami o tym rozgrzewającym żurku.

    1. Polskie knajpki, w których można przesiedzieć przy kawie z koleżanką całe godziny! Jak bardzo się zgadzam! Co do galerii handlowych, to we Francji jest ich trochę, w Miluzie, chociaż jest mała też znajdą się ze dwie (chociaż to nie to samo, co warszawskie, oj, nie..).

  3. Ciezkie pytanie… brakuje mi tego czego juz w dzisiejszej Polsce nie ma… dziadkow, babc, odwiedzin bez zapowiedzi, tych relacji miedzyludzkich, ktore gdzies zniknely. Brakuje mi pewnych miejsc i rozmow. Emocji, ktore dawaly cieplo i poczucie bezpieczenstwa. One sa jeszcze we mnie, w moim wnetrzu. Àle… tak na codzien? Nie tesknie za Polska. Kojarzy mi sie teraz z problemami, z trudnosciami, z relacjami, ktore rania i ktorych nie potrafie naprawic. Polskie produkty? Moge je zrobic tutaj, przyrzadzic… wszystko oprocz kielbasy! Àle jestem owtarta na kuchnie, uwielbiam ja, dlatego prowadze tez blog kulinarny.

    1. Niania w Paryżu, dzięki za komentarz! Bardzo cenny głos w sprawie! Wątek jakości relacji za granicą wychwytuję regularnie, i ciągle wraca. Chyba Polacy (oprócz tego, że podobno za granicą Polak Polakowi wilkiem – tu cytuję wpis z jakiegoś forum) mają umiejętność nawiązywania naprawdę głębokich i wartośiowych związków międzyludzkich. Mnie też często brakuje tej empatii, szczerego zainteresowania, rozmów głębszych niż kulturalny small-talk. Czasem to znajduję, ale mam wrażenie, że w Polsce to było znacznie częstsze, bardziej naturalne. Ale z drugiej strony.. w PL relacje, przyjaźnie kształtowały się przez wiele lat, więc może trzeba po prostu czasu? Co do babć, dziadków i odwiedzin bez zapowiedzi – to chyba taki słowiański ryt, nie uważasz?

  4. Brakuje mi rodziny brata i jego samego, ale jakos sobie radze z ta tesknota dzieki skypowi, mailom, telefonom, zle nie jest. Z mama widuje sie nawet dosc czesto tzn raz do roku staram sie by przyjechala do nas. Generalnie d PL mnie nie ciagnie, po drugieesj stronie Renu (necale 30min ode nie) jest sklep w ktorym polski ser bialy (i nie tylko) dostane wiec czego chciec wiecej 🙂 Mamy tutaj swoich francuskich przyjaciol i polskich tez, dobrze nam tu, a wg mnie Swieta Bozego Narodzenia dzieki alzackim marché de Noel maja te swoja magie… Wg mnie nasza przynaleznosc zalezy tylko i wylacznie od naszej otwartosci na swiat i innych, dzieki temu wszedzie znajdziemy nasze miejsce….

    1. Hej Maya, "nasza przynaleznosc zalezy tylko i wylacznie od naszej otwartosci na swiat i innych, dzieki temu wszedzie znajdziemy nasze miejsce" bardzo ważny składnik tematu! Sprawa poczucia przynależności to złożona rzecz. Wasze komentarze pod tekstem tylko mnie w tym utwierdzają. Ale to, co powiedziałaś, to bardzo istotna kwestia. Dzięki!

  5. Świetny wpis! Alzacji bardzo blisko jest do Śląska, więc w sumie ja się czuję trochę jak u siebie 😉 podejrzewam, że w innym miejscu tęsknotę za Polską odczuwałabym bardziej. Brakuje mi jednak śniegu na Święta, co to za zima jak się bałwana nie da nawet ulepić! I trochę polskiej gościnności i takiej niewymuszonej pomocy, gdy coś trzeba zrobić (tzn Francuzi są też gościnni, ale w nieco inny sposób). I trochę kultury osobistej w autobusach czy tramwajach, co bym nie robiła za dziwaka ustępując miejsce starszej osobie. A najbardziej, to oczywiście brakuje mi kuchni mamusi!!! 😀

    1. Dzięki Madou! Ja też się czuję w Alzacji, jak u siebie, a jestem z Warszawy 🙂 Kultura w autobusach i tramwajach – w Miluzie tak rzadko jeżdżę komunikacją miejską, że nawet nie zauważyłam jakiś konkretnych tendencji z ustępowaniem lub nieustępowaniem miejsca. A od kiedy mieszkasz w Alzacji?

      1. W stanie "ciągłym" to od ponad dwóch lat. Wcześniej był 2 tygodniowy projekt w czasie którego zakochałam się w Strasbourgu. Półtora roku później 10 miesięczne stypendium, w czasie którego zakochałam w pewnym Francuzie. No i po stypendium przez 2 lata nawiedzanie Strasbourga w celach wiadomych, aż w końcu się przeprowadziłam i zamieszkaliśmy szczęśliwi razem 🙂
        Ja autobusami/tramwajami obecnie też jeżdżę rzadko (kocham Strasbourg za to, że jest przyjazny rowerom:P), ale gdy wcześniej się trochę najeździłam i się troszkę Francuzom pod tym względem przypatrzyłam 😛

        1. Jak pięknie, jak romantycznie! Poza tym nie dziwię się, że się zakochałaś w Strasbourgu, ja sama bardzo chętnie bym się tam przeprowadziła! Na razie różne sprawy trzymają nas z mężem po drugiej stronie Alzacji, ale kto wiem, kto wiem, może kiedyś.. 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobne na blogu

dziękuję

Został ostatni krok…

Sprawdź swoją skrzynkę mejlową i kliknij w potwierdzający link.

Moja Alzacja stosuje pliki cookies. Więcej przeczytasz w polityce prywatności, a w każdej chwili możesz dokonać zmiany ustawień cookies w swojej przeglądarce.

Wyślij mi wiadomość

A może chcesz poszukać czegoś na stronie?

Wyślij mi wiadomość

A może chcesz poszukać czegoś na stronie?

Zapisz się